Rozpatrywać będziemy geopolitykę Związku Radzieckiego

Mówiliśmy, że właśnie w epoce radzieckiej z punktu widzenia przestrzennego dualizm między „cywilizacją Lądu” a „cywilizacją Morza”, talassokracją i tellurokracją, nabiera charakteru planetarnego. Co tu jest interesujące?

Że mapa świata po '45 roku w pełni odtwarza ten geopolityczny model, z którym pracował Halford Mackinder. Wyłania się obraz absolutnej przenikliwości geopolitycznych konstrukcji z punktu widzenia prognozowania politycznych procesów. Mapa świata, która dzieliła praktycznie całe terytorium planety podług opozycji dwóch cywilizacyjnych początków: „cywilizacji Lądu” i „cywilizacji Morza”, Heartlanda i Sea Power – nie była wcale oczywista. To była mapa wielkiej gry dla brytyjskich strategów, ale była zupełnie nieoczywista w roku 1904, gdy Mackinder publikuje „Geograficzną osnowę historii”.

Była też zupełnie nieoczywista w pracach admirała Mahana w USA, który mówił o tym, że los świata będzie rozwijać się w przeciwstawności morskiego państwa USA i lądowej Rosji. To znaczy, że na początku XX wieku geopolityczne konstrukcje miały charakter sporny: był to jeden z prognostycznych instrumentów analizy sytuacji. I po '45 roku, szczególnie w roku '47, gdy zaczyna się „zimna wojna”, widzimy mapę położenia dwóch obozów: obozu radzieckiego i obozu kapitalistycznego, ściśle odpowiadającą tym geopolitycznym modelom. Mackinder pięćdziesiąt lat przed tym, gdy stało się to już polityczną rzeczywistością na geopolitycznym poziomie, wykorzystując cywilizowany, strategiczny, socjologiczny charakter społeczeństw, które rozpatrywał, w zasadzie przygotował matrycę dla tego geopolitycznego mappingu, który stał się już absolutnie realny po '45 roku. To jeden z unikalnych przykładów stosowności geopolitycznego podejścia z punktu widzenia planowania przyszłości. Skończyło się na tym, że Związek Radziecki, Chiny, państwa zawojowane przez ZSRR, w istocie przyłączone do bloku wschodniego w trakcie II Wojny Światowej (Wielkiej Wojny Ojczyźnianej) – wszystko to razem, włączając Wietnam i Kubę w latach 60-tych, wszystko to kształtowało Heartland: takie globalne lądowe społeczeństwo ze wszystkimi głównymi lądowymi cechami, w którego centrum stała stolica Heartlandu, Moskwa, jako Trzeci Rzym (znów – Rzym). Odpowiednio, i światowa Kartagina, która swoją cywilizację w pełni zbudowała na wartościach handlowych, w społeczności rynkowej jako siła opozycyjna. Tym sposobem, w drugiej połowie XX wieku mapa geopolityczna pokryła się z mapą polityczną. Świat dwubiegunowy, który złożony był w oparciu o równowagę systemów socjalistycznego i kapitalistycznego, był z punktu widzenia geopolitycznego potwierdzeniem prognoz Mackindera, światem planetarnym.

Zwróćcie uwagę, że w I Wojnie Światowej, i w II Wojnie Światowej pojawiły się bardziej złożone konfiguracje. Pojawiły się Niemcy z Austrią (w Pierwszej), państwa „Osi”, w tym Trzecia Rzesza: Italia plus te państwa, które w Europie do niej przylgnęli lub były przezeń zawojowane (anektowane). Sytuacja była bardziej złożona. Wydawać by się mogło, że kilka razy, nawet dwukrotnie, w dwóch światowych konfliktach Związek Radziecki i Rosja okazywały się sojusznikiem państw talassokratycznych. Tym niemniej, mimo wszystko ten geopolityczny mapping, przeciwstawna orientacja morskiej i lądowej cywilizacji – dawała o sobie znać i przywracała te polityczne procesy w ramy globalnego geopolitycznego dualizmu między „cywilizacją Lądu” i „cywilizacją Morza”, potwierdzając sprawiedliwość klasycznej geopolityki. Klasyczna geopolityka pokazywała rzeczywistość na tyle dosadnie, że my możemy rozpatrzeć wydarzenia XX wieku jak fluktuację wokół tego bazowego wektora.

Można sobie wyobrazić pewną oś powstawania fundamentalnych geopolitycznych procesów i fluktuacji. To procesy zbliżały się z tą osią, to oni się usuwały, to nawet wchodziły w sprzeczność z prawami geopolityki niejednokrotnie. Jeśli popatrzymy na ten zasadniczy kontekst, najgłębsze matryce, najgłębsze paradygmaty rozwoju politycznej historii XX wieku; to zobaczymy, że bazowy geopolityczny model na każdym etapie okazywał się determinującym, w tym i determinującym przebieg tych czy innych politycznych procesów i konfliktów w Europie czy globalnej skali. Swoją drogą, teraz o dwunastej trwa interesujące wystąpienie Putina, skierowane do narodu. Zostało zapowiedziane jako poświęcone geopolityce, geopolitycznym procesom. To bardzo interesujące, że nie minęło nawet dwadzieścia pięć lat od tego momentu, gdy zacząłem geopolitykę wprowadzać do naszego społeczeństwa – i sam prezydent dziś wygłasza mowę już w całości poświęconą geopolityce. Tak właśnie powinno być. Przez długi czas geopolityka była przez nasze polityczne kierownictwo ignorowana. Ale jej stosowny, prognostyczny charakter; jej fundamentalne metody, które wyjaśniają procesy nie krótkookresowe, a procesy długo- i średniookresowe – i im bardziej skala historycznych procesów, tym bardziej adekwatne metody geopolityki – wszystko to stopniowo, na przekór kolosalnego sprzeciwu – a, najważniejsze, na przekór przeciwdziałania agentów wpływu w naszym kraju – wszystko to stopniowo staje się faktem. Co do agentów wpływu. Widzieliśmy, jak w naszej historii niejednokrotnie przedstawiciele angielskich (anglosaskich) sił dyplomacji uczestniczyli w wewnętrznych procesach Rosji: na przykład, w zabójstwie Pawła, w organizacji sojuszu Rosji z Ententą i, także, w zabójstwie Rasputina na początku XX wieku. Jak przedstawiciele już subiektywnych takich struktur, agenci wpływu wpływają na rosyjską politykę w interesach, przeciwległych geopolitycznemu modelowi. A ponieważ nie ma bezpośredniego związku między geopolityką i politycznymi procesami, to można uznać ich udział za epizodyczny: ktoś kogoś tam wsparł siłą przeciwstawną. W każdym kraju zawsze są różne partie, różne grupy wpływu, które walczą o władzę. W zasadzie cały czas w tych procesach uczestniczą także siły zewnętrzne. Ale nas z całej różnorodności podobnych faktów interesują te procesy, gdzie bezpośrednio uczestniczą sieci agentów wpływu zachodnioeuropejskiej cywilizacji (w danym przypadku cywilizacji atlantyckiej), która oddziałuje na określone procesy wewnątrz Rosji. Widzimy, że tak było nie raz. Nie wiemy, kto zmusił Stalina do sojuszu z państwami (naszymi sojusznikami w II Wojnie Światowej) Anglią i Ameryką. Możliwe, że zmusił Hitler, który napadł na ZSRR – nic innego już nie można było zrobić. Ale wiadomo, że sam Stalin skłaniał się ku sojuszowi z Niemcami.

Właśnie i dlatego był w znacznym stopniu nieprzygotowany do odparcia ataku nazistów, że myślał w kategoriach raczej geopolitycznych. Choć w niektórych rewizjonistycznych książkach, na przykład Suworowa, który próbuje przepatrzeć wydarzenia II Wojny Światowej, wyłania się hipoteza, że Stalin, dążąc do zaanektowania Rumunii, zagrażał nazistowskiej gospodarce Niemiec przez przejęcie kontroli nad naftowymi polami Europy na tyle, że ogólnie wystawiało to niemiecką gospodarkę na szwank. Co najmniej Suworow (radziecki zbieg) opisuje tę sytuację tak, że Stalin był prowokatorem II Wojny Światowej z geopolitycznego punktu widzenia. Jest i taka wersja. Ja jej nie podzielam, po prostu chcę o niej wspomnieć jako o jednej z występujących. Co dla nas z geopolitycznego punktu widzenia było pryncypialne? Pryncypialne było to, że powojenna sytuacja dwubiegunowego świata przedstawia sobą nie jedynie ideologiczny model przeciwstawania obozu kapitalistycznego i socjalistycznego. Chociaż na poziomie polityczno-ekonomicznym było właśnie tak, ale z geopolitycznego punktu widzenia to przeciwstawanie dwóch typów cywilizacji: talassokracji i tellurokracji. Pozostaje tylko wyjaśnić, jakim sposobem z punktu widzenia socjologicznego tellurokracja jest związana z socjalizmem, a talassokracja – z kapitalizmem.

Tu, jeśli weźmiemy obraz Sparty i Aten; Rzymu i Kartaginy, to widzimy, bez wątpienia, określone socjologiczne cechy, które wiążą społeczeństwo: – socjalistyczne ze Spartą, z twardym, zmilitaryzowanym, koszarowym reżimem. – społeczeństwo kapitalistyczne z Kartaginą: handel, rynek, demokracja. Nawet samo pojęcie „ateńska demokracja” i „spartańskie” – – twarde, prawie totalitarne, militarne społeczeństwo. Tak i Rzym, który operuje na heroicznych wartościach: wartościach ofiary i służby bardzo przypomina system socjalistyczny. I Kartagina, która opeeruje na wartościach handlowych, rynkowych – można powiedzieć – protoliberalnych.

Dlatego to tu też nieprzypadkowo, a to dlatego, że geopolityka, jak widzimy, w podstawowych swoich pojęciach uwzględnia wymiar socjologiczny, to odpowiednio nanoszenie geopolitycznego rozkładu sił w epokę „zimnej wojny” dwubiegunowego świata (model dwubiegunowości) – odzwierciedla socjologiczne osobliwości dwóch typów społeczeństw, między którymi prowadzona była ideologiczna walka.

Widzieliśmy, że po Wersalu w USA powstała, jeszcze w 21. roku, tzw. organizacja, „Rada Stosunków Międzynarodowych” (CFR – Council on Foreign Relations), którą kierował Isaiah Bowman i która służyła Amerykanom jako narzędzie globalnej analizy ich interesów. Była zbudowana na geopolitycznych pryncypiach. Stała się jedną z najbardziej centralnych i wpływowych organizacji i istnieje do tej pory: CFR – „Rada Stosunków Międzynarodowych”. W znacznym stopniu z tą organizacją zetknął się Halford Mackinder. Ostatni swój artykuł „The round world and the winning of the peace” opublikował w „Foreign Affairs” „Sprawy zagraniczne” – to czasopismo wydawane przez CFR. Do tej pory jest wydawane.

CFR to amerykańska struktura ekspercka, ale początkowo utworzono dwa dodatkowe skrzydła CFR:

1.    W postaci „Chatham House” – Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w Londynie, który również na świat patrzy z punktu widzenia dominacji cywilizacji talassokratycznej. Ameryka po I Wojnie Światowej staje się intelektualnym centrum. центром. CFR: podstawowy masyw położony w USA i tak jakby jego filia – w Wielkiej Brytanii, mający kolosalny imperialny brytyjski rozmach, w tym i analityczny, strategiczny. Ten właśnie Mackinder – jeden z aktywistów tego kierunku, założyciel Londyńskiej Szkoły Ekonomii (LSE).

2.    Powstaje i instytut badań pacyficznych, właśnie w tym okresie, co badania nad geopolityką talassokratyczną w Azji.

 

Tym sposobem, już w latach 20-tych formułuje się pewien trójpoziomowy model atlantyckiej cywilizacji, w którym według projektu istnieją trzy centra kierowania:

1.    USA – CFR, Rada Stosunków Międzynarodowych.

2.    W Wielkiej Brytanii – Chatham House (Królewski Instytut Spraw Międzynarodowych).

3.    I nie osiągnąwszy większego rozwoju wydział badań nad Pacyfikiem. Centrum jego było w Europie, ponieważ Japonia w tym okresie była samodzielna, a Chiny – na wpół. Centrum badań nad Pacyfikiem zrobili w Europie.

Dlaczego to dla nas ważne? Dlatego że to były centra aktywnego, świadomego, a zatem subiektywnego (samouświadamiającego swoje strategiczne interesy) strategicznego planowania w kluczu geopolitycznym na poziomie globalnym. CFR staje się sztabem głównym atlantyckiej integracji: atlantyckiej strategii w interesie już nie tylko, zwróćcie uwagę, Stanów Zjednoczonych Ameryki, a w interesie globalnej atlantyckiej cywilizacji. To znaczy, CFR wymyślony został jako instytut projektowania amerykańskiej polityki zagranicznej i jako instytut, odpowiadający za interesy całej kapitalistycznej zachodniej cywilizacji. Dlatego jednym z zadań, które deklarują od samego początku uczestnicy CFR – to stworzenie rządu światowego. Zwróćcie uwagę: rządu światowego, już nie amerykańskiego – pod egidą zachodnich kręgów strategicznych i ekonomicznych. Ponieważ mamy do czynienia z Kartaginą, o zasadniczą rolę tu odgrywają ekonomiczne korporacje, monopole, transnarodowe korporacje, i tak dalej. I w procesie stworzenia projektu rządu światowego następuje rejonizacja świata atlantyckiego.

Już po Wersalu ta rejonizacja jest całkiem oczywista:

1.    CFR USA jako przedstawiciele tego światowego rządu wewnątrz Ameryki. Wiele amerykańskich konserwatywnych, lewicowych i nawet prawicowych kręgów krytykowało CFR jako prowadzącą politykę nie w narodowym interesie USA, a w interesie tego globalnego światowego rządu, który w określonych przypadkach stoi w sprzeczności z interesem USA. Tak, przynajmniej, brzmiała krytyka pod adresem CFR. To jeden biegun, tym niemniej, amerykański biegun globalnego rządu.

2.    Jest biegun angielski, czy europejski, ucieleśniony w Królewskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (brytyjskim).

3.    I już wtedy, po I Wojnie Światowej, utworzone zostaje zarys biura pacyficznego. Biuro, które będzie wypracowywać model strategicznej atlantyckiej kontroli w strefie Oceanu Spokojnego.

Po '45 roku, jako rezultat II Wojny Światowej, USA z jednej z sił atlantyzmu stają się jego głównym centrum i forpocztą. Sytuację dla tego przygotowuje zwycięstwo państw Ententy w I Wojnie Światowej Po II Wojnie Światowej następuje zmiana [„shift”] – przeniesienie centrum atlantyckiej cywilizacji (talassokratycznej) z Wielkiej Brytanii do USA i, odpowiednio, rola CFR jako strategicznego centrum zarządzania zachodnią (talassokratyczną) cywilizacją ostatecznie się utwierdza i potwierdza. Ale zaczyna się to wcześniej: proces przekazania globalnej imperialnej misji od Wielkiej Brytanii, która była ostoją talassokracji w pierwszym kwartale jeszcze XX wieku, do USA. Stało się to faktem w epoce „zimnej wojny”, gdy USA w rezultacie II Wojny Światowej stały się głównym centrum talassokracji.

I gdy ostatni artykuł Mackindera została już opublikowana w amerykańskim czasopiśmie. Zwróćcie uwagę, że w 1905 roku Mackinder jeszcze nie ma pewności, ma wątpliwości odnośnie tego, do jakiej cywilizacji zaliczyć USA: może nawet i do kontynentalnej. I ostatni swój artykuł strategiczny, programowy, publikuje on w „Foreign Affairs” – amerykańskim czasopismie. W okresie II Wojny Światowej powstaje potężna struktura CIA – Centralnej Agencji Wywiadowczej, która utworzona zostaje przez brytyjskich specjalistów z MI-6. I tam, przy udziale przedstawicieli i analityków CFR, o których mówiliśmy, następuje pewna fundamentalna koncentracja zwiadowców (geostrategów) brytyjskich z jednej strony, i przekazanie inicjatywy amerykańskiej polityce – wszystko to geopolityczny „shift”. Stolica talassokracji jednoznacznie przenosi się z Londynu do Waszyngtonu. Ogólny obraz talassokracji nie zmienia się: to ta sama cywilizacja morza, ta sama mackinderowska mapa, ale stolica przenosi się jeszcze bardziej na zachód: z Londynu do Waszyngtonu.

STUDENT: Po co?

No, to jest proces, nie wiemy dlaczego. Ustalamy, że idzie taki „shift”: przejęcie inicjatywy od Anglii przez USA po '45 roku. Co tu jest charakterystyczne? Że w polityce po '45 roku zaczyna się dekolonizacja: gdy określone państwa, które były koloniami Anglii (to ona miała najwięcej kolonii), stają się niepodległymi i samodzielnymi. Ale stają się niepodległymi i samodzielnymi jedynie nominalnie. W rzeczywistości kolonialna administracja zachowuje swoją rolę w określeniu dalszej drogi rozwoju tych państw, a na sposób ekonomiczny i wojenno-strategiczny stają się bazami i przyczółkami już nowego systemu amerykańskiego. Tam, gdzie były angielskie kolonie, wyłaniają się amerykańskie bazy. Praktycznie po całej przestrzeni byłego Imperium Brytyjskiego, następuje przekazanie władzy od Anglii do USA. Brytania staje się siłą uboczną. Mimo że na początku pierwszego kwartału XX wieku była wiodącym centrum atlantyzmu. I co tu ciekawego?

Że na poziomie geopolityki ten proces zaczyna się dużo wcześniej niż moment, w którym widzimy, już po II Wojnie Światowej, jako fakt wzrost globalnej siły Stanów Zjednoczonych Ameryki. Wszystko zaczyna się już trzydzieści lat wcześniej. Zaczyna się wszystko w latach 20-tych, a nie w 50-tych, gdy wykształca się CFR jako główna struktura amerykańskiego i, odpowiednio, talassokratycznego, odpowiednio, kapitalistycznego zachodniego rządu światowego. 

Po II Wojnie Światowej mamy świat dwubiegunowy, którym przewodniczy już nie Anglia przeciwko Rosji, a drugie anglosaskie państwo – USA przeciw ZSRR. I ta bazowa struktura odzwierciedlona zostaje w politycznej ideologicznej mapie po II Wojnie Światowej. No dobrze, a co z CFR?

CFR staje się jeszcze bardziej i bardziej wpływową siłą w samych Stanach Zjednoczonych Ameryki. To bardzo interesujące, że w 1974 r. liderzy CFR, dwóch głównych intelektualistów (jeden – Demokrat, drugi – Republikanin), już nie raz wspominani przez nas na naszych zajęciach: Zbigniew Brzeziński i Henry Kissinger, najwięksi geopolitycy i strategiczni intelektualiści (stratedzy) USA – organizują Komisję Trójstronną, Trilateral Commission. Która przedstawia sobą nowe wydania tego projektu, który był po Wersalu, gdzie ta Komisja Trójstronna zostaje sformułowana z trzech bazowych modułów.

Znów mamy do czynienia z rejonizacją talassokratycznej przestrzeni: – To USA i CFR – przeważająca większość (90%) tej Komisji wypełniają Amerykanie(CFR), podmiotowo reprezentowane przez Brzezińskiego, Kissingera i Davida Rockefellera, w szczególności. To pewne jądro Komisji Trójstronnej. – Powstaje europejski dział Komisji Trójstronnej.- Создаётся Европейское отделение Трёхсторонней – I japoński. Do tego czasu Japonia jest już okupowana przez USA po 45-tym roku, i stopniowo staje się przyczółkiem zachodnich interesów w regionie Oceanu Spokojnego. I tak, USA, Europa i Japonia reprezentują sobą trzy bieguny, lub trzy strony tej Komisji Trójstronnej. Trilateral Commission: USA, Europa i Japonia.

Co nam to przypomina? To przypomina tę początkową inicjatywę, która powstała zaraz po Wersalu, gdy stworzono CFR. Na miejscu angielskiego występuje już zintegrowana europejska strategiczna przestrzeń, ale Królewski Instytut Spraw Zagranicznych (Chatham House) zachowuje swoją pozycję. To on ustanawia podstawowe kadry, chociaż do tej Komisji Trójstronnej włącza się już przedstawicieli powojennych Niemiec i Francji. Ta zaplanowana inicjatywa regionu Pacyfiku ucieleśnia się już jednoznacznie w proamerykańskiej (pro-NATOwskiej), podporządkowanej, w istocie strategicznie przez Amerykanów okupowanej Japonii. Mamy do czynienia z nowym wydaniem geopolitycznej rejonizacji, gdzie na globalnej mapie świata można wydzielić cztery strefy.

Trzy z nich są zintegrowane przez USA i są takimi jakby etapami przejściowymi ku rządu światowemu, a są to:

1.    Strefa amerykańska, która znajduje się mniej więcej pod kontrolą Stanów Zjednoczonych Ameryki, włączająca państwa Ameryki Centralnej i Łacińskiej. Ponieważ w tym okresie (lata 60-te i 70-te) wpływ USA jest dominujący, są to kraje rozwijające się, słabe, zależne. USA odgrywa tu rolę absolutnej dominanty, absolutnego lidera.

2.    Еuropejska zintegrowana przestrzeń również pod zachodnią, atlantycką egidą.

3.    I kraje Pacyfiku, które idą po kursie zachodnim. Trzy stefy, zjednoczone w strukturę globalnej talassokracji – trzy talassokratyczne przestrzenie.

4.    I czwarta strefa, przeciw której skierowana Komisja Trójstronna – to kraje obozu socjalistycznego: w pierwszej kolejności ZSRR, a także komunistyczne Chiny.

Czteropoziomowy (czterobiegunowy kwadropolarny) model jest bazowym dla tej Komisji Trójstronnej. – Przy tym trzy przestrzenie uważa się za talassokratyczne. Integrują się one pod egidą pierwowzoru rządu światowego: zachodniego, talassokratycznego kapitalistycznego, amerykańsko-centrycznego. – I jedna strefa z czterech: radziecka, socjalistyczna jawi się jako wyłączona. Trzy włączone, jedna wyłączona. Trzy integrowane, jedna – przeciwnie – narażona na okrążenie i nacisk. To jest właśnie strategiczna mapa „zimnej wojny”. Gdzie trwa wojna: prawdziwa, pełnowartościowa, strategiczna wojna kontynentów. Wielka wojna kontynentów między dwoma typami cywilizacji: cywilizacją Kartaginy i Rzymu, Sparty i Aten, kapitalizmu i socjalizmu już w XX wieku.

Geopolityka wyraża się (wlewa się) w ten ideologiczny model przeciwstawności (ideologicznej walki) dwóch światowych systemów. Wiemy, że w latach 60-tych wyłania się kryzys karaibski, gdy Amerykanie odkrywają obecność jądrowych rakiet na Kubie. Niemalże zaczyna się konflikt jądrowy po linii rozłamu dwóch cywilizacji, to znaczy już wojna jądrowa kontynentów. Z trudem udaje się ją ugasić. Potem détente (odprężenie), pokojowe istnienie, ale napięcie ciągle trwa. Granice rozkładają się po zachodniej Europie. Te granice były bardzo niebezpieczne, bardzo dwuznaczne po II Wojnie Światowej. Stalin z Berią świetnie rozumieli, że wcześniej czy później za te granice trzeba będzie zapłacić. Dlatego, że albo trzeba zająć zachodnią Europę, albo naciskać na neutralność Europy jako takiej, z jednoczesnym wyprowadzeniem amerykańskich i radzieckich wojsk z Europy Wschodniej i Zachodniej. Dwa modele, które rozpatruje Stalin jako nieuniknione.

Po śmierci Stalina, w szczególności po śmierci Berii (jego zabójstwie) i przyjściu Chruszczowa zaczyna się „chruszczowowska odwilż”, gdzie ostro spada poziom geopolitycznej samoświadomości Związku Radzieckiego. Bardzo interesujące jest to we wspomnieniach naszych zwiadowców, strategów, specjalistów od polityki zagranicznej tego okresu, gdy widać, że przy Stalinie i Berii, chociaż tej nazwy nie używano (geopolityka uważana była za naukę burżuazyjną), geopolityczna świadomość była u radzieckich przywódców bardzo wyostrzona.

Po Chruszczowie zaczyna się kryzys geopolitycznego, strategicznego myślenia i w miejsce tego, żeby promować ten czy inny projekt organizacji strategicznej obecności Związku Radzieckiego w Europie Wschodniej, wszystko się zatrzymuje takim, jakie jest. Jeśli Chruszczow próbuje zrealizować „pieriestrojkę”, to powrót Breżniewa zamraża sytuację jeszcze na kilka dziesięcioleci. Ale zasadniczo żadnej dynamiki geopolitycznej nie ma. Cała dynamika wyparta jest na Trzeci Świat, gdzie trwają konflikty między Zachodem i Wschodem, ale już na cudzych terytoriach – tam, gdzie nienaruszana jest fundamentalna równowaga sił: w Afryce, wojna koreańska, wojna wietnamska, Angola, Kuba.

To jest, po peryferii zachodzą realne starcia. Podstawowy system geopolityczny określa się niemalże w zastygłym dwubiegunowym zbalansowanym modelu. Dalej, bardzo interesującym z geopolitycznej perspektywy jest jedno wydarzenie, które na ogół nieuważnie się przeocza, ale które ma kolosalne konsekwencje. Związek Radziecki organizuje „Instytut Badań Systemowych” uczonego Gwisziani, który zaczyna funkcjonować w roli partnera różnych organizacji, będących osłoną dla CFR na Zachodzie.

To jest już bez obecności trzeciego wroga (trzeciej siły, na przykład Niemiec lub Austrii w I Wojnie Światowej, w krajach „Osi” – w Drugiej) wyłania się próba zbliżenia Związku Radzieckiego i Zachodu pod egidą konwergencji. W rzeczywistości te dwa systemy, które są sobie przeciwne geopolitycznie, ideologicznie, społecznie, światopoglądowo, one mogą porozumieć się w odniesieniu jakiegoś wspólnego współistnienia. I w tym celu w Związku Radzieckim utworzony zostaje (pod egidą KGB) tajny „Instytut Badań Systemowych” – Институт Системных Исследований (ВНИИСИ) uczonego [Dżermena] Gwisziani. Jego odpowiednikiem na Zachodzie jest CFR, Klub Rzymski i kilka innych organizacji, które mówią o stworzeniu rządu światowego. Sądząc po tym wszystkim, uczony Gwisziani i „Instytut Badań Systemowych” jest narzędziem pod bezpośrednią kuratelą KC i w szczególności KGB ZSRR, mającym służyć rozpatrzeniu następującego: – Czy nie jest możliwe przejście od konfrontacji wielkiej wojny kontynentów i stworzenia globalnego rządu światowego tylko ze strony zachodniego świata kapitalistycznego? –

Czy nie da się rozpatrzeć tego na korzyść włączenia w ten światowy rząd Związku Radzieckiego?

Utworzenia pośredniego systemu półkapitalistycznego, półsocjalistycznego na bazie teorii konwergencji, to jest złączenia tych systemów? Mamy do czynienia z próbą przezwyciężenia praw geopolityki i stworzenia pewnej pośredniej cywilizacji: nie talassokratycznej, nie tellurokratycznej, a pewnej pośrodku.

Przynajmniej tak myślą radzieccy przywódcy. I ich partnerzy po zachodniej stronie (przedstawiciele CFR) też dają do zrozumienia, że nie są temu przeciwni – nie wykluczają takiej możliwości rozwoju okoliczności. Utworzony zostaje Klub Rzymski, związany z CFR, który opracowuje teorię konwergencji (pokojowego współistnienia) dwóch systemów i w obliczu kryzysu demograficznego, ekologicznego, kryzysu zasobów, kryzysu ekonomicznego przyszłej ludzkości proponuje w gruncie rzeczy stworzyć światowy rząd na parytetowych zasadach wyjściowych między Zachodem i Wschodem, między talassokracją i tellurokracją, zdjąwszy sprzeczności ideologiczne, wyjąwszy konkurencję ekonomicznych systemów i wyjąwszy ten geopolityczny dualizm. To ciekawe, że zajmują się ci samu ludzie, którzy lepiej niż inni znają prawa geopolityki i dualizmu, lepiej rozumieją tę prawidłowość z jednej strony, którzy są kontynuatorami klasycznej szkoły atlantyckiej geopolityki.

A z naszej strony tu takie pytanie. Geopolityki nikt się nie uczy, uczony Gwisziani o geopolityce niczego nie słyszał – zna tylko klasyczne radzieckie, marksistowskie, leninowskie historie i, tym niemniej, aktywnie w tym uczestniczy ze strony Związku Radzieckiego. Dalej pojawia się jeden bardzo interesujący moment. Mi w latach 80-tych przypadkowo wpadł w ręce, gdy pracowałem w archiwach we Francji następujący dokument. Ta Komisja Trójstronna – Georges Bertoin jej wtedy przewodniczył w Europie – pisze zakryty komunikat do swoich przedstawicieli Komisji Trójstronnej w różnych krajach. Tam mówi się o tym, że teraz przygotowujemy spotkanie z chińskim przywództwem po to, by włączyć Chiny w projekt jego oderwania [od bloku socjalistycznego].

I tak już jest wiele sprzeczności między Związkiem Radzieckim i Chinami. Celem oderwania Chin od socjalistycznego systemu, my proponujemy im kolosalną ekonomiczną pomoc strukturalną w zamian za przejście na neutralną pozycję względem Związku Radzieckiego. I w gruncie rzeczy – początek integracji Chin w strefę swobodnego handlu regionu Pacyfiku. Dlatego proponuje się wizytę przedstawicieli Komisji Trójstronnej w Pekinie celem radykalnej zmiany równowagi sił.

Przy tym Georges Bertoin pisze: „Trzeba uprzedzić naszych rosyjskich przyjaciół [w tym przypadku »przyjaciele« brzmi bardzo niejednoznacznie. Mamy wtedy do czynienia z opozycją dwóch politycznych systemów], w szczególności uczonego [Dżermena] Gwisziani, żeby przekazał radzieckiemu przywództwu, że zbliżenie Komisji Trójstronnej z Chinami nie jest skierowane przeciwko interesom Związku Radzieckiego i w pieriestrojkę włączymy i was [rok 1980!].

My włączymy w pieriestrojkę i was, tylko na następnym etapie”.

Odpowiednio, Komisja Trójstronna przygotowuje określony model negocjacji sił w globalnej skali pod egidą rozwoju dialogu c drugą połową ludzkości – z tellurokracją w osobie Związku Radzieckiego i Chin. Od 1980 roku zaczyna się nowa polityka w Chinach Deng Xiaopinga, która otwiera określone liberalne możliwości, i w niektórych segmentach zbliża Chiny z globalnym kapitalistycznym rynkiem. Komisja Trójstronna przygotowuje to celem integracji Chin w strefę talassokracji. Klasyczna polityka rozszerzenia stref wpływu Rimlanda, i Heartland (Chiny) jak tellurokratyczna cywilizacja, socjalistyczna część, choćby i konfliktowy ZSRR, ale część tej radzieckiej tellurokracji (systemu komunistycznego) – stopniowo odrywa się od tego systemu i integruje się z punktu widzenia talassokratycznych atlantyckich strategów w globalny system pod egidą „cywilizacji Morza”.

„Cywilizacja Morza” tu bezpośrednio wyraża się socjologicznie (już widzieliśmy, jak kontynent jest ukształtowany geopolitycznie). W sensie gospodarczo-socjologicznym „cywilizacja Morza” przejawia się w kapitalizmie, liberalizmie, w wolności handlu. Właśnie to proponują, konkretnie to proponują, jako strukturalną reformę w Chinach, która przyjęta zostaje przez chińskie przywództwo do pewnego stopnia. Od tego zaczyna się pieriestrojka w Chinach, która doprowadzi za dwa dziesięciolecia do chińskiego cudu (nawet za dziesięciolecie), kiedy ogólnie peryferyjny, socjalistyczny kraj staje się światowym liderem. Przy tym Chiny dość ostro dozują i zwracają uwagę na wzmocnienie własnej narodowej siły (dozują ten liberalny model). I kiedy liberałowie naciskają na analogiczną demokratyzację w innych krajach, wydarzenia na placu Tian'anmen stawiają w tej demokratyzacji kropkę. Chiny zachowują swoją polityczną władzę partii komunistycznej w ten sposób, że przyjmują niektóre modele w swoich własnych interesach – te modele kapitalistycznego liberalnego systemu, które początkowo były zaproponowane przez specjalistów z CFR (zwróćcie uwagę). No dobrze: Chiny oderwali, powiemy, atlantyści.

Ale co zrobił pan Gwisziani? Jak zareagował w „Instytucie Badań Systemowych” na propozycję, by też przyłączyć się do utworzenia tego globalnego rządu światowego?

To ciekawe, że Gwisziani ze swoimi kolegami w KC KPZR, Aleksandrem Nikołajewiczem Jakowlewem, zaczynają przygotowywać „pieriestrojkę” wewnątrz Związku Radzieckiego. Ta „pieriestrojka” ma dwa ramiona, czy też dwa etapy. Pierwszy etap „pieriestrojki” jest związany z tym, by, kierując się w stronę konwergencji, stworzyć rząd światowy. W tym okresie pojawia się artykuł Szachnazarowa, doradcy Gorbaczowa (1986 r.), pt. „Społeczność międzynarodowa rządzona” („Мировое общество управляемо”), gdzie proponuje się przejść ku rządowi światowemu wraz z krajami kapitalistycznymi w oparciu o stworzenie systemu pośredniego. To jest pierwszy strategiczny model, który przygotowany jest w „Instytucie Badań Systemowych”, budowany jest na zasadach Klubu Rzymskiego i parytetowego rządzenia Zachodem (kapitalistycznym) i socjalistycznym Wschodem (blokiem wschodnim) – wspólne, parytetowe rządzenie światem. To pierwszy etap „pieriestrojki”.

To znamienne, że w „Instytucie Badań Systemowych” Gwiszianiego w gruncie rzeczy kształcenie odbywają wszystkie kluczowe postaci lat 90-tych: Gajdar, Czubajs, Bieriezowski. Przeważająca większość radzieckich (rosyjskich) oligarchów wywodzą się z tej struktury. Pod egidą KGB tajne systemowe opracowanie zbliżenia z kapitalistycznym Zachodem i strategiczne kroki odpowiadające zbliżeniu talassokracji z tellurokracją (socjalizmu z kapitalizmem) opracowywane są na razie na poziomie przygotowania modelu przejścia do rządu światowego z dwoma strefami odpowiedzialności: strefą kapitalistycznej odpowiedzialności i strefą socjalistycznej odpowiedzialności. Z tym związana jest „pieriestrojka” do roku 91-go. Ale w trakcie tej „pieriestrojki” przedstawiciele zachodnich struktur coraz bardziej i bardziej nalegają na zbliżenie właśnie na warunkach zachodnich. Pomysł stopniowo, w miarę rozwoju dialogu między systemem radzieckim w postaci „Instytut Badań Systemowych” KGB i reformatorskiego skrzydła partii komunistycznej – jako subiektu tego dialogu w Związku Radzieckim – i zachodnich centrów, w szczególności, „Rady Spraw Zagranicznych” (Council on Foreign Relations, CFR). Stopniowo ten dialog nabiera charakteru takiej niezrównoważonej relacji. To jest, w roku 1989 na Kreml przyjeżdża całe kierownictwo CFR, włącznie z Rockefellerem, spotyka się z Gorbaczowem. I w istocie rzeczy stopniowo „pieriestrojka”, począwszy od teorii konwergencji, pod bardzo staranną strategiczną kontrolą zachodnich atlantyckich strategów, którzy stanowią geopolityczne centrum rządzenia światem globalnym w interesie Zachodu, zaczyna brać pod siebie drugą stronę. Wiecie, jest takie pojęcie: negocjator.

W filmach na pewno widzieliście. Kiedy terrorysta porywa zakładników, są specjalnie wyszkolone psychologicznie bardzo delikatne typy w policji, w specsłużbach, które rozpoczynają negocjacje. Podstawowe zadanie takiego negocjatora to sprawić, by terrorysta odszedł od swoich poglądów, ale stopniowo. Opowiadają o pogodzie, o kobietach, o jakichś snach, o życiowych szczegółach. Podstawowe zadanie: psychologicznie przeprogramować tego zdecydowanego terrorystę, nie pozwolić mu zrealizować swojego planu. I tacy wyrafinowani negocjatorzy, którzy świetnie rozumieją, z jednej strony, oni często nawet przechodzą psychologicznie na stronę tego terrorysty. Mówią: „My cię rozumiemy – miałeś trudne dzieciństwo.

Miałeś problemy z sexual harrasment, dlatego my ciebie świetnie rozumiemy. O, tu dla Ciebie samolot, pieniądze, wszystko teraz będzie. Tylko poczekaj, nie spiesz się, nie strzelaj.”

Zadanie negocjatora: uśpić czujność i dać możliwość oddziałowi uderzeniowemu wejść do tego zajętego, powiedzmy, domu i skrępować tego terrorystę, żeby nie zrealizował swoich postępków, których ma zamiar dokonać. Znamienne, że zadaniem negocjatora jest pokazanie, że jest po stronie tego terrorysty; pokazać, że on swój; że jest w najwyższym stopniu przywiązany do jego interesu; że w jego interesie leży rozstrzygnąć, rozwiązać sytuację. Choć negocjator równolegle myśli o zupełnie innej strategii. Myśli o tym, jak efektywniej zniszczyć swojego wroga – tego terrorystę.

Ale jeśli da mu to do zrozumienia, to koniec, gra zakończona. Dlatego sens negocjatora jest taki: jak można psychologicznie być bardziej gibkim, żeby chronić to podstawowe zadanie, które on wypełnia, a jednocześnie stać się powiernikiem tego terrorysty. To przecież na poziomie globalnej geopolityki ma miejsce w latach 80-tych. Radziecka „pieriestrojka” – to ten sam proces. Przedstawiciele profesjonalnych psychologicznych, globalnych, strategicznych centrów rządzenia światem, przygotowujący rząd światowy, świetnie rozumiejąc osobliwości psychologii radzieckich przywódców, doskonale ich zbadawszy (tak jak badają terrorystę, maniaka, wroga, ideologicznego przeciwnika, religijnego) – oni, posługując się jego psychologicznymi osobliwościami, zaczynają go zapewniać, że nic strasznego się nie dzieje. Że faktycznie wszystko idzie zgodnie z planem, że teraz będzie rząd światowy przy udziale Gorbaczowa i Związku Radzieckiego. Że wschodnia strefa wpływu pozostanie pod kontrolą socjalistów. 

Zachodnia – pod kontrolą kapitalistów. I zupełnie na parytetowych założeniach będzie stworzony wspólny europejski dom, wspólny balans sił z uwzględnieniem i tych, i tych. A nowe technologie pomogą Związkowi Radzieckiemu urzeczywistnić technologiczny rynek, którego im brakuje. A stopniowo zachodzą już tam przedstawiciele ultraliberalnych kręgów, jak grupa szturmowa przenikają do wewnątrz, po kolei zaczynają się oswajać w nowych warunkach rozmaite fundacje, pozarządowe organizacje. Choć nasze specsłużby jeszcze na początku reagują na dysydentów, na demokratyzatorów, a już z różnych stron pod pozorem takich strażników radzieckiej przyszłości werbowana jest coraz większa liczba już całkowicie jawnych stronników kapitalistycznego, zachodniego świata.

Pod egidą tego zbalansowanego dialogu następuje: – likwidacja socjalizmu w Związku Radzieckim, – ideologiczny przewrót, – demontaż socjalistycznego systemu, – wysadzenie dominacji Komunistycznej partii jako wiodącej politycznej siły. Po co to wszystko się robi?

Po to, żeby obruszyć wroga Zachodu: – obruszyć czwartą strefę, – rozczłonkować radziecki system, który włączał wtedy (po II Wojnie Światowej) w siebie całą Europę Wschodnią: kraje Układu Warszawskiego i inne państwa socjalistyczne. W istocie mowa jest po prostu o absolutnym i bezpośrednim, jednoznacznym oszustwie ze strony: kompetentnych przedstawicieli zachodniej geopolityki, którzy świetnie rozumieją, co robią. – są negocjatorami; i naiwnego „maniaka”, zagonionego w róg trudną sytuacją ekonmiczną: konfrontacją dwóch systemów z przeciążoną gospodarką, przy braku gibkości, rozumienia nowego modelu ze strony radzieckiego przywództwa.

Równolegle z obrotem spraw do Związku Radzieckiego przenikają agenci wpływu Zachodu, przewerbowują się przedstawiciele w kluczowych sektorach (gospodarce, polityce, specsłużbach), to jest, trwają destrukcyjne prace nad demontażem systemu radzieckiego. Czym to się kończy? Gorbaczow pozostawał do końca, do 91-go roku (Gorbaczow stoi wtedy na czele Związku Radzieckiego) zwolennikiem tej pierwszej fazy. On święcie wierzył w odprężenie, w ogólnoeuropejski dom, w zachowanie socjalistycznego systemu i, kiedy wyprowadzał wojska radzieckie z NRD, kiedy nie przeciwdziałał prozachodnim (prokapitalistycznym) rewolucjom Europy Wschodniej, cały czas oczekiwał, że tamta strona zrealizuje analogiczne, symetryczne rzeczy: – To znaczy, Związek Radziecki wyprowadzi swoje wojska z NRD, a RFN wyjdzie z NATO. –

Związek Radziecki nie będzie przeszkadzać wyłonieniu się bardziej demokratycznych reżimów w Europie Wschodniej, a Zachód nie będzie integrować ich z NATO i wprowadzać swoich ludzi. – Związek Radziecki oddaje swoją agenturę, a Zachód odda swoją. I taki będzie pewien model powstania tej samej neutralnej Europy, o której myślał jeszcze Beria i Stalin, w ten sposób można to rozwiązać. Co tu jest porażające?

Że po stronie negocjatorów z zachodniej strony występuje Zbigniew Brzeziński, jeden z teoretyków i założycieli Komisji Trójstronnej, jeden z aktywistów CFR. Gorbaczow oczekuje symetrycznych kroków, jak maniak, pojmawszy zakładnika, oczekuje, że teraz jemu przywiozą pieniądze, samolot i z honorami wyślą go na Bahamy trwonić ten miliard. I tak, Gorbaczow siedzi i czeka, aż przyleci samolot z miliardem. Ale wszystko dzieje się tak, jak w amerykańskich filmach.

Jednocześnie z tą rozmową, w miarę tego, jak Gorbaczow coraz bardziej sądzi, że jest wielkim reformatorem, w miarę owacji, które urządzają mu zamówione (podstawione) postaci na Zachodzie przy każdej jego wizycie: Wręczenie mu światowej nagrody: „Zuch, bohater! Rozprężenie! Najlepszy rosyjski przywódca!” – trwa praca nad ograniczeniem radzieckiego wpływu, jego demontażem i rozwaleniem całego radzieckiego systemu: na początku w Europie Wschodniej, potem już wewnątrz Związku Radzieckiego. To bardzo ciekawe, że tu mowa jest o profesjonaliście-atlantyście, który świetnie zdaje sobie sprawę z geopolitycznych praw konfrontacji talassokracji i tellurokracji, i dość naiwnym człowieku, który myśli w kategoriach bardzo ograniczonych.

Tu ja przytoczę dwa historyczne świadectwa, ponieważ ja z dwoma uczestnikami tych procesów spotykałem się osobiście i odbyłem z nimi dość szczegółową rozmowę.

Pierwszą: z Brzezińskim. Wydaje mi się, że opowiadałem, jak przed pięcioma laty spotykałem się w Waszyngtonie ze Zbigniewem Brzezińskim (autorem właśnie „Wielkiej szachownicy”), powiedział dwie bardzo interesujące rzeczy. Pierwsze, co powiedział. Ja go zapytałem: „Panie Brzeziński, a pan nie sądzi, że szachy to przecież gra na dwojga (mając na myśli, że są atlantyści, są eurazjatyści; są tellurokraci i talassokraci z punktu widzenia geopolityki, której jest mistrzem)?” „Wie pan” – mówi mi – „panie Dugin, mi to do głowy nigdy nie przychodziło.” To znaczy: on przywyknął grać dwoma, na tyle się rozpasł, że czarnymi i białymi gra on. Tu atlantysta z jednej strony, a z drugiej strony – też atlantysta. Dlatego, naturalnie, mamy partię nie z dwoma arcymistrzami, a jednym: gra Brzeziński z jednej strony i także on – z drugiej. Odpowiednio – szachy jako gra dla jednego (mnie bardzo zainteresowało takie otwarte wyznanie). A drugie jeszcze bardziej otwarte. Ja mówię: „Czy nie mógłby pan skomentować takiego momentu: Gorbaczowowi przecież obiecaliście wyprowadzenie wojsk NATO z RFN, demilitaryzację (działania symetryczne)?” On mówi: „Obiecaliśmy”. Ja mówię: „A jak to się stało, że my wyszliśmy, a wy do NATO te kraje przyłączyliście?” On mówi: „My Gorbaczowa oszukaliśmy”. („We have tricked him”) Ja tak popatrzyłem i pomyślałem: „Jaka to silna osobowość!” Właśnie tak, najpewniej, chwali się negocjator, który unieszkodliwił maniaka, posadził, związał, walnął, oswobodził zakładników i potem opowiada, jak to jemu się to wspaniale udało. A co jeszcze robią wrogowie? Lub co robią ludzie, stojący po różnych stronach barykad? Oto świadectwo człowieka, współtwórcy CFR i Komisji Trójstronnej.

Czwarta strefa, która w 74-tym roku przedstawia pół świata pod tellurokratyczną kontrolą, drogą takiego, wykwintnego działania przez „Instytut Badań Systemowych”, przez Gwiszianiego, przez rosyjskich demokratów (Gajdar, Czubajs, oligarchów), prosto Gorbaczowa – „trick”, on powiedział. „To trick” – to po angielsku oszukać, owinąć wokół palca, zwodzić, można powiedzieć. Wzięli i po prostu: „We have tricked him”. I drugie. Miałem bardzo ciekawe spotkanie. To spotkanie z tym właśnie Szachnazarowem, który napisał, w 85-tym czy 86-tym roku, artykuł „Społeczność międzynarodowa rządzona”. Był doradcą Gorbaczowa i jednym z teoretyków „pieriestrojki”. Znając moje patriotyczne stanowisko, Gordon już dawno, gdy prowadził z Sołowjowem program na „Pierwszym kanale”, zaprosił mnie, bym bronił interesów konserwatywnych, rosyjskich, patriotycznych przeciwko wrogom. I mnie pytają: „Kogo wy uważacie za swojego wroga?”

Ja mówię: „Szachnazarowa, który rozwalił Związek Radziecki, poddając się tym oszukańczym strategiom, w gruncie rzeczy razem z drugimi doradcami Gorbaczowa opracował ideę „pieriestrojki”, która zakończyła się krachem Związku Radzieckiego (to był początek lat 90-tych). Gordon zaprosił Szachnazarowa. Ja obruszyłem się na niego z gniewną tyradą: „Pan jest zdrajcą. Pan jest zapadnikiem. Pan oddał nasz interes.” A Szachnazarow, taki sędziwy, bardzo uprzejmy człowiek. Ojciec, swoją drogą, reżysera naszego znanego – Karena Szachnazarowa. Szachnazarow-starszy mówi nagle: „Wie pan, a ja właściwie zgadzam się z Duginem. Popełniliśmy błąd.” Moja określona gniewna tyrada nie wywołała jego odpowiadającej reakcji. To nie był Benediktow, nie Czubajs, którzy zaczęli by na mnie krzyczeć, że wolność, tam, prawa seksualnych mniejszości przede wszystkim, a my tego, mówią, nie rozumiemy.

Zgodnie z tym, Szachnazarow nagle powiedział: „Nie, pan ma rację. Eurazjatyzm to jedyny sposób, by przywrócić równowagę.” Ja po tym, już zrozumiawszy, że mój atak się utopił i że Szachnazarow nie taki świadomy przeciwnik i zdrajca naszych narodowych interesów, za jakiego go uważałem. Po tym my z nim się spotkaliśmy w Fundacji Gorbaczowa. On mi przeczytał jakieś pierwsze moje prace o geopolityce i potem mi powiedział taką rzecz: – Wie pan – mówi – rzecz w tym, że nasza analiza „pieriestrojki” w latach 80-tych opierała się wyłącznie na pryncypiach ideologicznych.

My szczerze wierzyliśmy, że jeśli znieść ostrość ideologicznej konfrontacji komunizmu i socjalizmu, zminimalizujemy niebezpieczność przeciwstawności dwóch bloków, obniżymy prawdopodobieństwo konfliktu jądrowego i zrobimy coś dobrego dla ludzkości. Przy tym – on mówi – byliśmy przekonani, że Zachód przyjmie naszą propozycję, wychodząc z takich samych interesów. Czego nie wzięliśmy pod uwagę to to, o czym pan pisze – mówi Szachnazarow. „To, że istnieje głębsza przeciwstawność geopolityczna dwóch typów cywilizacji: talassokracji i tellurokracji, która jest głębsza niż ideologiczna przeciwstawność kapitalizmu i socjalizmu.

Tego nie uwzględniliśmy. I jeśli – mówi dalej Szachnazarow – w naszych szkołach wyższych była wykładana geopolityka (w KC KPZR, w specsłużbach), to, oczywiście, bylibyśmy o wiele bardziej ostrożni w prowadzeniu naszej „pieriestrojki” i nie dalibyśmy się tak oszukać. Teraz przegraliśmy, to nasza wina, to nasza tragedia. Po tym (to było już po roku 91-szym) straciliśmy wielki kraj.” Bardzo szczery i wdzięczny człowiek. Oczywiście, każdy może się mylić. Dlatego w tym przypadku właśnie mowa była o szczerym błędzie Szachnazarowa (to nie był wróg). Wyobrażacie sobie, jaką gigantyczną usługę Gorbaczow wyświadczył tym, których zakładnikiem się stał. Nie wypełnił swojej funkcji: agent na urlopie, na emeryturze otrzymuje swoją zasłużoną zapłatę. Teraz geopolityka „pieriestrojki”. Popatrzcie: u wejścia w „pieriestrojkę” (połowa lat 80-tych) Związek Radziecki kontroluje (plus system socjalistyczny) nieco ponad trzecią światowej przestrzeni. Ponad połowę kontroluje talassokracja i kraje niezaangażowane, Ruch Państw Niezaangażowanych – resztę. W istocie rzeczy ma miejsce konfrontacja dwóch systemów: – parytet broni jądrowej – socjalizm jest atrakcyjny niemniej niż kapitalizm, dla wielu krajów, w szczególności „trzeciego świata”.

I mamy do czynienia z tym, że talassokracja i tellurokracja, no, nie to, że są równe sobie, ale kontrolujemy gdzieś w przybliżeniu 49%, a talassokracja 51% (trochę mniej). Ale faktycznie to praktycznie równy konflikt: „zimna wojna”, świat dwubiegunowy. Wielu, nawet amerykańskich, strategów – tacy realiści, a dokładniej to neorealiści – mówią, że ten system jest optymalny, że zapobiega potężnym konfliktom, nowym wojnom, i dlatego „już takim go zostawmy, zachowajmy”. I w procesie tej specoperacji CFR, którą prowadzą zachodni geopolitycy, w pełni świadomi, twardzi, efektywni, – poprzez działalność Gwiszianiego, o którym ni widu, ni słychu. O jego „Instytucie”, o jego roli w tym wszystkim.

A była to rola główna, dlatego że wszystkie postaci aktywne w latach 90-tych, wszyscy reformatorzy, wszyscy obecni przywódcy liberalnej opozycji, wszyscy obecni oligarchowie i ich otoczenie – wszyscy, tak czy inaczej, wywodzą się z grupy, która związana jest z Jakowlewom, z Politbiurem, z Gwiszianim z „Instytutem Badań Systemowych”. I tak formułuje się „likwidatorska” elita, którą w istocie stanowią przewerbowani posiadacze pośród, powiedzmy, pomocników terrorystów (jeśli rozwijać tę metaforę), którzy przechodzą na stronę policjantów, atakujących czy oblegających tego maniaka i stopniowo jego odblokowujących. Z czym w rezultacie „pieriestrojki” mamy do czynienia z czysto geopolitycznego punktu widzenia? Bierzemy samą geopolitykę. – Niszczone są nasze reżimy. Przestajemy wspierać proradzieckie reżimy w „trzecim świecie”: w Afryce, w Ameryce Latyńskiej, w Azji. – Całkowicie utracony zostaje kontrolny kontakt z Chinami, które stają po drugiej stronie barykady. – Niszczony jest Układ Warszawski: cała Europa Wschodnia wychodzi spod radzieckiej kontroli. Z geopolitycznego punktu widzenia przechodzi ze strefy wpływów tellurokracji.

Czy pozostaje neutralną, jak sądzicie? Czy kraje Europy Wschodniej, które wyszły spod radzieckiej kontroli, pozostają neutralne, samodzielne?

ODPOWIEDŹ Z SALI: One powstępowały do NATO.

One wszystkie bez wyjątku integrują się w talassokratyczny atlantycki blok NATO, nakierowany swoim wektorem w tę samą stronę, co i wcześniej. A zatem żadna to neutralność. Biorą od nas i przyswajają dla siebie. My wyprowadzamy nasze wojska, nasi koledzy wprowadzają tam swoje, tworzą tam wojenne bazy. Tam, skąd my wychodzimy, przychodzą nasi przeciwnicy. Już w wydarzeniach 89-go roku – wydarzeniach w Europie Wschodniej, które kończą się zjednoczeniem Niemiec, zburzeniem muru. Ale NRD to był inny kraj. To były Prusy, które były kontrolowane przez radzieckie wojska, i był socjalizm. To nie tak, że Niemcy się po prostu jednoczą. A zachodnie proamerykańskie, liberalne Niemcy pochłaniają NRD (Niemcy wschodnie), integrują je w siebie i przemieniają NRD w część bloku NATO, jako część Niemiec. To właśnie symetria; to, co faktycznie się dzieje. Co by nie myślał Gorbaczow, co byśmy nie myśleli, czy dobrze to, czy źle. Z różnych punktów widzenia można oceniać „pieriestrojkę”.

My bierzemy tylko analizę geopolityczną: – My kontrolowaliśmy to, nasi przeciwnicy tamto. W rezultacie etapu pierwszego: – Dalszy obszar wpływu Związku Radzieckiego pada w „trzecim świecie”. Kto zwycięża? Zwyciężają proamerykańskie (prozachodnie) siły. – Drugi biegun wpływu (obszar wpływu): Europa Wschodnia, kraje Układu Warszawskiego, też są niszczone. Kto tam przychodzi? Kraje NATO.

Na tym, zresztą, gorbaczowska historia się kończy. Ale na kolejnym etapie, gdy Związek Radziecki już zaczyna trzeszczeć w szwach, i gdy dalej następuje proces rozpadu tellurokracji, Gorbaczow urządza ten półpucz, udając, że go schwycili. Ale jaki jest rezultat?

Jelcyn kontynuuje geopolityczną linię Gorbaczowa i rozwala Związek Radziecki. W rezultacie co najmniej trzy kraje, które wchodziły w skład Związku Radzieckiego i były kiedyś naszymi republikami, stają się członkami bloku NATO. Jakie? (pytanie do studentów) ODPOWIEDŹ: Kraje bałtyckie. Tak, oczywiście. Kraje bałtyckie: Estonia, Łotwa i Litwa. Po pierwsze, były naszymi republikami, ich status był taki jak, mniej więcej, Guberni orłowskiej (Obwodu orłowskiego) czy, tam, Kraju Krasnodarskiego, odpowiednio. A teraz są państwami. I, mało tego, że są państwami, są państwami wrogiego bloku.

A co dalej? Dalej powstaje pytanie o to, żeby przyjąć doń Gruzję, Mołdawię, Ukrainę i tak dalej. W związku z tym następny etap (lata 90-te), gdy cała wyszkolona w instytucie Gwiszianiego nowa polityczna elita otwarcie dochodzi do władzy w Federacji Rosyjskiej. Już nowe państwo, które odrzuciło dwa poziomy obrony: – poziom obrony w „trzecim świecie” (proradzieckie reżimy), oddaliśmy ich naszym przeciwnikom, – Układ Warszawski – przekazaliśmy naszym przeciwnikom – i trzeci poziom – to poziom Związku Radzieckiego.

Związek Radziecki także przestał istnieć. Na jego miejscu pojawiły się niepodległe państwa, z których część wstąpiła do NATO, a część – ogłosiła swoją neutralność między NATO a nami. Taki jest rezultat geopolitycznych reform – geopolityczny rezultat reform „pieriestrojki” i liberalnego, demokratycznego procesu utworzenia Federacji Rosyjskiej. Mieliśmy zrównoważony dwubiegunowy model. Po 91-ym roku mamy do czynienia ze światem jednobiegunowym. Światem jednobiegunowym, gdzie wszystkie projekty zachodniego modelu rządu światowego praktycznie się realizowały.

Talassokracja odniosła druzgocące zwycięstwo nad tellurokracją, przy czym bez choć jednego wystrzału: my po prostu oddaliśmy wszystko sami. Oddaliśmy wszystkie te strefy, które kontrolowaliśmy i za każdą z tych stref zapłacono kolosalnym wysiłkiem pracą, wysiłkiem całego organizmu naszego narodu, krwią milionów naszych żołnierzy. W gruncie rzeczy w 90-tym roku wszystkie rezultaty naszego zwycięstwa w II Wojnie Światowej, które były utrwalone w istnieniu równowagi sił Europy Wschodniej i w samym istnieniu (granicach) ZSRR – wszystko to zostało zniszczone. Nas odrzucili daleko do tyłu. To właśnie jest „zimny”, obiektywny rezultat „pieriestrojki”. To było absolutnie niszcząca, druzgocąca porażka, zdradza i kapitulacji radzieckiego kierownictwa i pełne zwycięstwo negocjatorów z atlantyckiego bloku (pełne zwycięstwo talassokracji), którzy po prostu utrwalili swoją pozycję, pogłębiwszy terytorium przeciwnika na trzech fundamentalnych obszarach.

W związku z tym mniej więcej taki był rezultat geopolityki radzieckiego okresu, która zakończyła się katastrofą. Zaczęło się od katastrofy – wydarzeń I Wojny Światowej, wojny domowej, po której nasze terytoria nagle się skurczyły, a siła naszego wpływu ostro upadła. I tym niemniej, po tym, jak bolszewicy przejęli władzę za cenę zniszczenia Cesarstwa, oni go od biedy odtworzyli. Przy czym na początku odtworzyli mniej więcej to, co utracili, a po II Wojnie Światowej pod radziecką kontrolą znalazło się, tak czy inaczej, o wiele więcej terytoriów niż u samego szczytu rozkwitu Cesarstwa Rosyjskiego. Widzimy, że zaczynając od katastrofy, geopolityka radzieckiego okresu doszła do niebywałego wzrostu wpływu tellurokracji w globalnej skali światowej – bezprecedensowego w ogóle w światowej historii.

To znaczy, World Island (światowy Heartland, światowy Ląd) w gruncie rzeczy stał się jedną z dwóch fundamentalnych sił na równi z globalną talassokracją, dosięgnąwszy praktycznie parytetu, co ucieleśniło się w jądrowym parytecie i w równowadze sił między kapitalistycznym Zachodem i socjalistycznym Wschodem.

Począwszy od katastrofy, dosięgnąwszy efektu przeciwnego: pełnego triumfu radzieckiego systemu – w latach 80-tych następuje ruch do tyłu, regresja, upadek i geopolityczny krach. Geopolityczny krach, który wyraża się ściśle w wielkości naszych strat z jednej strony, a równolegle następuje jeszcze bardzo interesujący proces. Ponieważ mówimy o geopolityce i ponieważ mówimy o pojęciach geopolitycznych, powinniśmy pamiętać, że te geopolityczne pojęcia (od czego my zaczęliśmy) włączają w siebie warstwy także i socjologiczne. I co dzieje się na poziomie socjologicznym na tych dwóch etapach likwidacji globalnej tellurokracji przed naszym obliczem (naszego krachu)? Gorbaczow w swoim otoczeniu mówi z początku, że „my stworzymy rząd światowy razem z Zachodem, zachowawszy nasze socjalistyczne pozycje”.

Okazuje się, że w danym przypadku nas oszukano. Takie postaci jak Szachnazarow, Gorbaczow – ja nie wiem, szczerze. Faktycznie, jego ostatnie losy dają podstawy, by sądzić, że on, być może, nawet rozumiał, co robi, tzn. nie został jedynie oszukanym, a, być może, coś jeszcze. No ale – Bóg z nim. Tym niemniej, jeśli osobiste rządzenie krajem, kiedy był głową państwa, sięga 91-go roku, i on mimo wszystko do ostatniej chwili upiera się co do jednego: żeby interesy obozu socjalistycznego i Związku Radzieckiego były umocowane przez utworzenie rządu światowego To już jego ostatnie słowo.

To znaczy, on wychodzi naprzeciw naszym ideologicznym przeciwnikom, wychodzi naprzeciw naszym geopolitycznym przeciwnikom, płaci za to ideologią i ziemiami, i terytoriami, i państwami, i wojenno-strategicznymi pozycjami. Ale on mimo to mówi: „Ja jestem wierny socjalizmowi. Ja do tej pory wierzę w to, w co wierzyłem.” A co dzieje się przy przejściu od Gorbaczowa do Jelcyna? Od Związku Radzieckiego, który kończy swoje istnienie w 91-szym roku, do Federacji Rosyjskiej, która zaczyna swoje historyczne istnienie pnia Związku Radzieckiego, od którego oderwano część ruskich terytoriów (ziemi), które tradycyjnie były nasze i które wchodziły w skład Związku Radzieckiego w zupełności, jak widzieliśmy, nie tylko od czasów radzieckich, ale już od Cesarstwa Rosyjskiego (kształtowało się to przez stulecia).

Co dzieje się z ideologicznego punktu widzenia przy jeszcze kolejnym skoku? Rozpad Związku Radzieckiego: tracimy jeszcze czternaście republik, czternaście ogromnych terytoriów, zaludnionych przez naszych obywateli, którzy teraz stają się obcokrajowcami. Co dzieje się ideologicznie? Tu, w odróżnieniu od Gorbaczowa, który nalegał na to do końca – już desperacko nalegał, bezsensownie. Już nikt go nie słuchał, ale on mimo to mówił: „Dajcie coś socjalistom.” Jak „nie jedliśmy już trzy dni, dajcie jałmużnę światowemu socjalizmowi”. Gorbaczow naciskał do końca. Jelcyn, on obleciał trzy raz wokół Statuy Wolności i powiedział: „Ja wszystko zrozumiałem. Nie miałem racji. Kapitalizm jest lepszy od socjalizmu.”

Dalej następuje już pełnia likwidacja: – Związku Radzieckiego – w Puszczy Białowieskiej i ostatnich szczątków socjalizmu jako socjologicznego wyrażenia tellurokracji. W gruncie rzeczy zaczyna się zewnętrzne rządzenie Federacją Rosyjską. Dlatego w rządzie Czubajsa, w rządzie Gajdara najważniejszą rolę odgrywają przedstawiciele amerykańskich ekonomicznych kręgów, którzy prowadzą reformy polityczne, społeczno-ekonomiczne w swoich własnych interesach. W gruncie rzeczy zaczyna się okupacja naszego kraju: bezpośrednia okupacja, ideologiczna okupacja przedstawicieli państw zachodnich.

Już Andriej Kozyrew, który był wtedy ministrem spraw zagranicznych, dosadnie mówi o wstąpieniu Rosji do NATO i o tym, że Rosja to część atlantyckiej cywilizacji; że my jesteśmy częścią zachodniego świata; że my to część talassokracji. I po tym, jak publikuję w 91-ym roku pierwszy artykuł w gazecie „Dzień” (tak się wtedy nazywała) o eurazjatach i atlantystach, Kozyrew ją przeczytał i mówi: „Ja – atlantysta”. Wyobrażacie sobie? Minister spraw zagranicznych tellurokratycznego kraju (eurazjatyckiego kraju) mówi o tym, że jest przedstawicielem bezpośrednio przeciwstawnej geopolitycznej cywilizacji.

W ten sposób, w latach 90-tych ma miejsce jeszcze jeden krok (po 91-ym roku od Gorbaczowa do Jelcyna) od tellurokracji do talassokracji, i od wyrażenia tellurokracji w formie systemu socjalistycznego ku talassokracji, Kartaginie, Atenam i demokratyzacji w modelu talassokratycznego systemu. W istocie Rosja znowu, jak w przeddzień IWŚ i w trakcie II Wojny Światowej, okazuje się sojusznikiem swoich głównych geopolitycznych przeciwników. W czym to się wyraża?

W tym, że wykształca się oligarchia, która w gruncie rzeczy przedstawia sobą nową klasę „zapadników” (agentów wpływu w ideologii): to kapitalistyczne, liberalne, demokratyczne kręgi, które przejmują władzę w Rosji w latach 90-tych. Tak zaczynają się „okrutne lata 90-te”, gdy ma miejsce likwidacja socjalistycznego systemu równolegle z likwidacją tellurokratycznego obozu odpowiednimi przekształceniami całego naszego społeczeństwa. Gdy przechodzimy od idei solidarności i wsparcia (kolektywizmu) do indywidualizmu, karierowemu wzrostowi indywiduów. Zmieniają się podstawowe etyczne, geopolityczne, światopoglądowe okoliczności naszego społeczeństwa.

Przy tym, z geopolitycznego punktu widzenia zachodzi przejście na stronę przeciwników. Nie zwykłe wewnętrzne reformy, które mogłyby być kierowane w jedną czy drugą stronę, a właśnie zmiana istoty tożsamości naszego społeczeństwa.

Przypomnijmy sobie, co to przypomina w naszej historii? Wielką Smutę. „Zapadniczestwo” Daniela Halickiego, który był zorientowany na Europę. To antyeurazjatyckie tendencje, które się okresowo wyłaniają. To Kurbski i jego spór z Iwanem Groźnym. „Pieriestrojka” i szczególnie reformy Jelcyna – to zwycięstwo wszystkich antybizantyjskich, antymoskiewskich, „zapadnickich” liberalnych, europejskich, później demokratycznych talassokratycznych tendencji, które w rosyjskiej (ruskiej) historii istniały z odpowiednią różnicą w matrycy naszego przywództwa. Pamiętacie, mówiliśmy, że kilka razy Rosję ratował alians samodzierżawia z masami na przekór silnym politycznym elitom, które stawały się obiektem czystek. Tak było przy Iwanie Groźnym – opricznina, tak było przy Piotrze, tak było przy Stalinie. Za każdym razem, gdy władza suwerennego rządcy oparta na masach słabła (model bizantysjki, cesarski), do góry pięła się oligarchia lub przedstawiciele dworiaństwa, którzy nakładali na rządzącego różnorakie powinności i, stając między rządzącym i narodem, w istocie stanowili antynarodowy i antypaństwowy, antynacjonalny system.

Wszystko to pewnego razu, nie za pierwszym razem, ale za dziesiątym: ten atlantycki (zapadnicki) wpływ ugruntował się w Rosji w latach 90-tych. Tak zwane „okrutne 90-te”, które także mają w naszej historii wiele analogii, gdy wzniesienie się oligarchii, zapadników i agentów wpływu zachodniej talassokratycznej społeczności zaczyna nadawać ton w Rosji. Wszystkie reformy:

Konstytucja, system polityczny, kopiowanie zachodnich demokratycznych modeli – wszystko to doprowadza do osłabienia Rosji, do jej upadku, jej degradacji. Faktycznie, w planie działania w 93-im roku znajduje się następujący etap: rozpad Federacji Rosyjskiej. Jest przygotowywany. Ponieważ Jelcyn dochodzi do władzy pod egidą „Bierzcie tyle suwerenności, ile chcecie”, dalej zaczyna się aktywne formowanie w ramach", Federacji Rosyjskiej nowej fali separatyzmu. Czwarty fragment tellurokracji gotowy do tego, by zostać odłamanym od jednego Heartlanda.

A to, oczywiście, bardzo cieszy Zbigniewa Brzezińskiego, który w swojej „Wielkiej szachownicy” (swojej książce) pisze projekt rozczłonkowania Rosji (w duchu Mackindera: wszystko znów się powtarza) na kilka terytoriów, kilka stref, gdzie Tatarstan, Powołże, Kaukaz, Sibir są zupełnie oddzielnymi państwami. Zaczyna się ruch ku rozpadowi Rosji, gdzie te same siły, które posuwały „pieriestrojkę”: liberałowie, już usadowieni w naszym społeczeństwie agenci wpływu Zachodu, którzy otrzymali oficjalny status działaczy politycznych, ekonomicznych monopolistów, którzy przejęli stopniowo dźwignię władzy w sferze wykształcenia, w kulturze, w środkach masowego przekazu – ten proces kontynuują. Temu sprzeciwia się wtedy, około 93-go roku, najbliższe otoczenie Jelcyna, które widzi, rzecz zmierza ku rozpadowi Federacji Rosyjskiej. To jego wiceprezydent Aleksandr Ruckoj, to jego przyjaciel i towarzysz z Rady Najwyższej Rusłan Chasbułatow (przewodniczący).

Oni mówią: „Trzeba zatrzymać rozpad Federacji Rosyjskiej”. Tak jak PKSW [Państwowy Komitet Stanu Wyjątkowego] domagał się zatrzymania rozpadu Związku Radzieckiego. PKSW go nie zatrzymali: Związek Radziecki się rozleciał. Jelcyn kontynuuje swoją wspaniałą politykę rozwalenia Federacji Rosyjskiej. Parlament pod przewodnictwem Chasbułatowa i wiceprezydent Ruckoj (druga osoba w państwie) z oburzeniem mówią: „Stop, rozpad Federacji Rosyjskiej!”

Wtedy Jelcyn wyprowadza posłuszne mu czołgi i rozstrzeliwuje swój własny parlament: w pełni demokratyczna, zachodnia, liberalna rzecz, swój parlament. Ponieważ parlament funkcjonował w oparciu o jedne prawa legalne prawa, Jelcyn – w oparciu o drugie. Była prawna kolizja: Sąd Konstytucyjny Rosji nie mógł wydać ostatecznego orzeczenia, ponieważ i ci, i ci mieli swoje prawne normy.

O wszystkim zadecydowała kwestia siły. Jelcyn ostrzelał swój własny parlament z czołgów, wyciął jakąś część opozycji. I tu zaczyna się najbardziej interesujące. Otóż widzimy: – jak postępuje atlantyzm, – jak stronnicy liberalno-zapadnickich reform ugruntowują swoje pozycje w latach 90-tych. Widzimy, jak rozwijały się wydarzenia na poprzednim etapie, że traciliśmy strefę za strefą wpływu. Ktoś, kto kolejny raz oburzył się na ten rozpad – uderzono w niego czołgami.

Wszystkich po tym posadzono, liderów opozycji przeciwko Jelcynowi. Wydawałoby się, że teraz (jeśli wziąć rok 93-ty) stoimy przed następującym procesem: teraz powinien się zacząć rozpad Federacji Rosyjskiej. Zgadza się? Tatarstan nie podpisuje umowy federacyjnej z Federacją Rosyjską, ogłasza swoje państwo, zaczyna prowadzić swoją politykę zagraniczną. A Jakucja ogłasza utworzenie własnych sił zbrojnych i domaga się od innych mieszkańców (Federacji Rosyjskiej) wizy dla wjazdu do państwa Sacha, gdzie złoża diamentów zostaną przez Jakutów znacjonalizowane.

To wszystko – rok 94. Ktoś z w pełni takich jakby słusznie myślących przedstawicieli nowych, przyszłych państw, w oparciu o liberalno-demokratyczne lobby w Moskwie i oligarchię decyduje się kontynuować proces rozpadu tellurokratycznej jedności. Tym kimś jest Dżochar Dudajew, przywódca Czeczeńskiej Republiki, który otrzymuje od federalnego centrum pieniądze (to najbardziej interesujące), umundurowanie i wojenne wsparcie, włączając w to kody, dające dostęp do ukrytych na wypadek III Wojny Światowej tajnych składów radzieckiego uzbrojenia. Otrzymuje z Moskwy, z centrum, pełne wsparcie na Zachodzie i pełne wsparcie ze strony prozachodnich, liberalnych ugrupowań w samej Moskwie, na rozpoczęcie rozpadu Federacji Rosyjskiej.

Zaczyna się I kampania czeczeńska. A tu ciekawa rzecz. Pamiętacie, opowiadałem wam, dopiero co, jak Szachnazarow zareagował na to, w czym i on brał udział: minęło trochę czasu i zaczął się emocjonować i rewidować swoje poglądy. I tu właśnie coś się dzieje z Jelcynem. Wydawałoby się, że Jelcyn powinien… skoro już okrążył Statuę Wolności, już stał się liberałem. Już zrozumiał, że historia Rosji – to nic innego jak krwawa zbrodnia. Sacharow i Bonner, a także Benediktow nauczyli go prawdy. Jelcyn zrozumiał, że Rosjanie mogą tylko się mylić, to krwawy, despotyczny, imperialny reżim, a prawda leży na Zachodzie. Wydawało się, że Jelcyn powinien dać „zielone światło” tym procesom dalszego rozpadu. Ale tu oparliśmy się o jakąś nieznaną nam historycznie (być może tylko na razie) ścianę.

Dlatego że Jelcyn, kiedy w tym momencie powinien po prostu przywitać się z Dżocharem Dudajewem, powiedział: „Wziąłeś suwerenności tyle, ile uda ci się przełknąć, my ci pomożemy.” Już cię uzbroiliśmy. Teraz ci damy ekonomiczną pomoc. Buduj swoją czeczeńską państwowość Republikę Iczkeria, bardzo proszę. A także, proszę bardzo, następni tam, przygotowujcie się: Kazań, Ufa, Sacha, i tak dalej. Wydawało się, wszystko ku temu zmierza. I tu u Jelcyna przełącza się tryb (pstryczek). On wali pięścią i tam mówi: „Stop!”

To znaczy: w nim widzimy określone cechy ruskiego „samodura”, który zawsze ratuje kraj w krytycznym momencie. Jelcyn, który powinien być przewidywalną marionetką w rękach oligarchów i zachodnich agentów wpływu, w krytycznym momencie początku rozpadu Federacji Rosyjskiej – po to go doprowadzono do władzy – nagle mówi: „Wystarczy”! I od razu, rzecz jasna, oburzenie. Jelcyna zaczynają mieszać z błotem, mówić, jaki to straszny człowiek. Zaczyna się wojna czeczeńska. Ona prowadzona jest źle. Przegrywamy tam bez przerwy. Ale to oznacza, że Jelcyn w gruncie rzeczy państwa, Federacji Rosyjskiej już, nie oddał. Rozwalił Związek Radziecki, wypełnił swoją niszczycielską funkcję, ale zatrzymał się – zatrzymał się w określonym punkcie, za który on już dalej nie poszedł.

I oto druga połowa lat 90-tych przeszła pod egidą tak czy inaczej kampanii czeczeńskiej, gdzie ze zmiennym powodzeniem, nieustannie poddawany naciskowi zapadników, liberałów i stronników amerykańskiej linii we wewnętrznej polityce rosyjskiej, co jakiś czas posyłając generała Lebieda oddawać to, co rosyjscy żołnierzy swoją krwią kolejny raz zawojowali: kontrolę, którą już ustanowili nad Groznym – co jakiś czas wszystkich zdradzając. Tym niemniej, Jelcyn nie porzuca tej pierwszej kampanii czeczeńskiej. On już przestaje cokolwiek sobie wyobrażać, spija się, nieadekwatnie się wyraża, ale jakieś linii ruskiego samodzierżcy on nie odpuszcza – tak jakby w sprzeczności z samym sobą. Nie znamy prawdziwej przyczyny. Z geopolitycznego punktu widzenia ma miejsce coś bardzo interesującego. Patrzymy tylko, jak modulo, jak przekształca się przestrzeń i kontrolę nad przestrzenią. Widzimy, że w momencie, który powinien stać się początkiem rozpadu Federacji Rosyjskiej – i stał się takim, bo Czeczeńcy ogłosili utworzenie niepodległego państwa Iczkeria – całkowicie niezależnego – które chciało ustanowić z nami (z Federacją Rosyjską) handlowe relacje.

Na nich patrzyli przedstawiciele wszystkich kaukaskich republik, wszystkich republik nadwołżańskich i w ogóle wszyscy pozostali, dlatego, jeśli to by się udało, to rozpad Rosji nastąpiłby momentalnie. I to w momencie, kiedy wszystko było już gotowe, kiedy, i z zewnątrz, Dudajewa wspierają na Zachodzie, Czeczeńców nazywają wojownikami o wolność, Jelcyna – dusicielem, kruszycielem politycznych swobód wielkich górnych narodów, a naszą armię – armią katów i bandziorów.

I oto zamiast tego rozpad Federacji Rosyjskiej nie następuje. I jeszcze jakoś, no, pięć–sześć lat Jelcyn utrzymuje sytuację w położeniu nieokreślonym. To znaczy, geopolityka lat 90-tych, począwszy od akordu totalnego zniszczenia tellurokracji aż do przejścia politycznej i ideologicznej elity na stronę przeciwnika, z odpowiadającymi mu terytorialnymi stratami, zatrzymuje się, przyczepiwszy się do tej czeczeńskiej kampanii i brak woli Jelcyna (osobiście) od razu szybko i spokojnie oddać Dudajewowi i Maschadowowi i innym czeczeńskim przywódzcom (czeczeńskim separatystom) terytorium tej republiki.

W związki z tym on zaczyna w relacjach z republikami, które deklarowały suwerenność, postępować ostrzej. Co to takiego „suwerenność”, która była ogłoszona przez wiele republik wewnątrz Federacji Rosyjskiej? To faktycznie wyjście ze składu jednego państwa i stwierdzenie swojej niepodległej państwowości, przejście ku konfederacji, a potem, być może, ku pełnej niepodległości. Dlatego ogłosiwszy suwerenność, a zrobiły to republiki: Komi, Tatarstan, Jakucja, Baszkiria, naturalnie, Czeczenia i północnokaukaskie republiki – wszystko to w istocie rzeczy było przygotowanym (prawnie i politycznie) procesem demontażu Federacji Rosyjskiej, przejścia do systemu nowych, postrosyjskich państw. Czeczenia była papierkiem lakmusowym. To była awangarda tego procesu. I tym niemniej „okrutne 90-te” zakończyły się nie rozpadem Federacji Rosyjskiej, a zatrzymaniem tego procesu. Prawie już doszliśmy do naszej epoki. Następne zajęcia będą ostatnimi i porozmawiamy na nich o geopolityce już naszego (putinowskiego) okresu. To wszystko.

Przetłumaczył Jakub Wieczorek