Renesans eurazjatyzmu

 

Renesans eurazjatyzmu

 

Przemysław Sieradzan, Leszek Sykulski: Czym dziś jest eurazjatyzm? Czym różni się ten współczesny od klasycznego eurazjatyzmu przedwojennego? W jakim stopniu neoeurazjatyści są kontynuatorami myśli Piotra Sawickiego i Mikołaja Trubieckiego, w jakim – Lwa Gumilowa, a w jakim ich myśl ma charakter oryginalny? Jakie miejsce eurazjatyzm zajmuje wśród współczesnych szkół geopolitycznych w Federacji Rosyjskiej?

Leonid Sawin: Można wskazać na kilka motywów przewodnich obecnych w myśli eurazjatystów klasycznych – należy do nich przekonanie o konieczności reform politycznych przy jednoczesnym zachowaniu tradycji, w tym także tradycji duchowych (za ten aspekt ruch był krytykowany przez bolszewików). Po drugie – podkreślanie przekonania, że Rosja stanowi unikalną, samoistną cywilizację, nie należącą ani do Europy, ani do Azji, która, choć ma określone kontury geograficzne, nie ma granic wyznaczonych przez czynniki etniczne, religijne czy językowe. Po trzecie – uznawanie, że Rosja w dziedzinie modelu państwowości jest dziedziczką zarówno Bizancjum, jak i Złotej Ordy. Po czwarte – priorytet idei nad techniką (w szerokim tego słowa znaczeniu) i gospodarką, co Trubiecki opisywał pojęciem „ideokracja”. Gumilow organicznie uzupełnił ten program koncepcjami komplementarności (tzn. braterstwa narodów Eurazji opartego na głębokich podstawach kulturowych i duchowych, a nie na pragmatycznych interesach, jak w przypadku Europy), pasjonarności i etnogenezy. Współczesny neoeurazjatyzm dokonał reinterpretacji niektórych tez eurazjatyzmu klasycznego, biorąc poprawkę na zmianę historycznych punktów odniesienia, nowe materiały badawcze i opracowania naukowe. Klasyczny materiał uzupełniony został oryginalnymi materiałami autorów zachodnich, związanych z rozmaitymi kierunkami intelektualnymi: narodowym bolszewizmem, poststrukturalizmem, pewnymi elementami filozofii postmodernistycznej. Jako że twórca neoeurazjatyzmu w Rosji profesor Aleksander Dugin dał początek także szkole geopolitycznej w naszym państwie, toteż dzisiejszy ruch eurazjatycki zajmuje czołowe miejsce nie tylko w Rosji, ale także za jej granicami. Należy przy tym zauważyć, że formuje się pokolenie kontynuatorów myśli Dugina, do których należy moja skromna osoba.

L.S.: Czym zajmuje się Międzynarodowy Ruch Eurazjatycki i Eurazjatycki Związek Młodzieży? Jaki jest ich program i struktura organizacyjna?

L. Saw.: Międzynarodowy Ruch Eurazjatycki został założony w 2003 r. w celu stworzenia elastycznego mechanizmu odpowiadającego wyzwaniom epoki i pozbawionego niepotrzebnej biurokracji, gdzie idea eurazjatycka stała by się podstawową platformą dla szerokiego uczestnictwa w życiu społeczno-politycznym zarówno w Rosji, jak i zagranicą. Narzędziami tworzenia ruchu były przedsięwzięcia naukowe i kulturalne, wydawanie literatury i prasy, a także lobbing polityczny.

Eurazjatycki Związek Młodzieży (ESM) został stworzony w 2005 r. jak odpowiedź na możliwe zagrożenie ze strony „kolorowych rewolucji” w Rosji i destrukcyjną działalność sił liberalnych. To swego rodzaju „oddziały szturmowe” eurazjatyzmu. Podobnie jak sam ruch eurazjatycki, ESM ma strukturę elastyczną – filie w licznych miastach Rosji i zagranicą. ESM cieszy się reputacją praktycznie jedynej radykalnej, ale przy tym wysoko intelektualnej organizacji młodzieżowej w Rosji. Przez długi czas wchodziłem w skład federalnego kierownictwa ESM, teraz – w związku z wiekiem – pełnię funkcje wychowawcze. Obie organizacje mają status oficjalny, są zarejestrowane w Ministerstwie Sprawiedliwości. Z programami można zapoznać się na stronach: www.evrazia.info, www.rossia3.ru.

Oprócz tego, członkowie naszych organizacji zajmują się problemami filozofii politycznej, w tym opracowaniem koncepcji „czwartej politycznej teorii” i instytucjonalizacją doktryny wielobiegunowości (multipolarności) w Rosji. W październiku tego roku w Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym (MGU) osobiście organizowałem pierwszą międzynarodową konferencję pt. „Geopolityka świata wielobiegunowego” z udziałem zagranicznych ekspertów i geopolityków. Na wiosnę 2012 r. zaplanowana jest organizacja nowego przedsięwzięcia w tym temacie. Mamy nadzieję gościć więcej uczestników z krajów UE zajmujących się problematyką geopolitycznej multipolarności.

 

P.S.: Współcześni eurazjatyści uważają, że idea opozycji Morza i Lądu, zaczerpnięta z klasycznych prac geopolitycznych Johna Halforda Mackindera i Carla Schmitta, zachowała swoją aktualność i pozostaje fundamentalną kategorią geopolityki. Jaki sens klasyczne pojęcia Morza i Lądu mają w erze globalizacji i technologii wirtualnych?

L. Saw.: Należałoby do tej listy dołączyć ideę Lwa Gumilowa dotyczącą komplementarności, która dość oryginalnie i w nieco innych terminach wyraża dualizm zaproponowany przez Carla Schmitta. Aparat pojęciowy zachodnioeuropejskich autorów wydaje się zatem w pełni adekwatny. W tym kontekście można też wymienić opozycję liberalizmu i konserwatyzmu. Liberalizm od samego początku stał w opozycji do tradycji, którą niszczył na najprzeróżniejsze sposoby. My, jako konserwatyści (w rozumieniu tych, którzy stoją po stronie wieczności, jak wyraził to Arthur Moeller van der Bruck) postrzegamy neoliberalizm jako kwintesencję wszelkiego zła, które jest także czynnikiem geopolitycznym. Nieprzypadkowo państwa Morza to liberalne demokracje, podczas gdy Rosja nie może być uznana za takową.

Globalizacja jako szeroki fenomen niesie ze sobą zjawiska przede wszystkim negatywne – standaryzacja, znoszenie lokalnych systemów prawodawstwa itd. nieuchronnie niszczą wartości wielu narodów i ich autentyczne kultury. Cały szereg rosyjskich geopolityków uważa, że globalizacja i wirtualizacja rzeczywistości stanowią kontynuację strategii Morza, tzn. nowy etap Sea Power, już po jej transformacji w Air Power i Space Power. W jakimś sensie ten pogląd jest słuszny. Gdy przyglądamy się strukturze sił zbrojnych USA i dokumentom Pentagonu, dostrzegamy, że sfera wirtualna rozpatrywana jest po prostu jako jeszcze jeden segment strategii wojskowej USA, choćby i nawet stosunkowo nowy. Można spojrzeć z innego punktu widzenia, na przykład przyjmując perspektywę trzeciej fali globalizacji i odpowiedzi ze strony państw Trzeciego Świata (ten punkt widzenia doprowadził do wyłonienia się geopolityki krytycznej).

Przede wszystkim, w epoce postmoderny zwolennicy Lądu nadal bronią wartości nieprzemijających, do których należy między innymi pojęcie ojczyzny i suwerenności państwowej. Ojczyzna – to ziemia wraz z jej kulturą, tradycjami narodowymi i łańcuchem pokoleń, podczas gdy pojęcie suwerenności związane jest z terytorium i wyraźną linią oddzielającą je od sąsiadów, a także zdolnością do zapobieżenia agresywnym działaniom innych państw. Warto dodać, że globalizacja i nowe technologie informacyjne można wykorzystywać jako broń przeciw twórcom ich samych.

L.S.: Jaki jest dzisiaj status geopolityki jako nauki w Rosji? Jakie były przyczyny zniknięcia jej jako dyscypliny naukowej w ZSRR?

L. Saw.: W sferze akademickiej geopolityka zaczęła się odradzać w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, tj. po rozpadzie ZSRR. Zostało stworzonych wiele ośrodków przy instytutach i uniwersytetach, a także przy jednostkach badawczych Rosyjskiej Akademii Nauk. Oprócz tego, z problematyką geopolityczną związało się szereg organizacji społecznych, w tym m.in. Międzynarodowy Ruch Eurazjatycki czy Akademia Problemów Geopolitycznych, stworzona przez gen. Leonida Iwaszowa. Obecnie geopolityka jako nauka ma w Rosji uregulowany status akademicki. W jej obrębie istnieją pewne specjalizacje, związane z nazwiskami współczesnych rosyjskich geopolityków (np. szkoła Dugina, szkoła Panarina, niektórzy wydzielają także szkołę Cymburskiego, który stworzył koncepcję „Rosji Wyspy”).

W Związku Radzieckim geopolityka była traktowana jako reakcyjna, burżuazyjna nauka, która miała uzasadniać zaborcze interesy imperialistycznych mocarstw. Tym niemniej, prace zachodnich geopolityków i strategów były wówczas studiowane, przede wszystkim w sferze wojskowej i w dyplomacji (MSZ). De facto geopolityczne opracowania nazywane były strategią wojskową i wielu radzieckich wojskowych wniosło w nią duży wkład.

Trzeba także wspomnieć o rosyjskich geopolitykach z XIX i początków XX wieku, którzy silnie wpłynęli na dalszy rozwój tej nauki. Wówczas nazywała się ona geografią wojskową, chociaż prowadzone były i czysto akademickie badania (np. Włodzimierz Łamański). To były bardzo trzeźwe i głębokie studia, które nie zostały w pełni wykorzystane w tamtych czasach i które są do tej pory mało znane nauce zachodniej.

P.S.: Jakie państwa Rosja może uważać za sojuszników, a jakie są jej wrogie?

L. Saw.: Uważam, że pytanie zostało postawione nie całkiem poprawnie. Istnieje światowa dwoistość geopolityczna, w ramach której wyróżnić można państwa o kontynentalnej kulturze strategicznej i państwa o charakterze talassokratycznym. Imperium Brytyjskie często oficjalnie było sojusznikiem Imperium Rosyjskiego, niemniej jednak nieustannie podejmowało wysiłki mające na celu skłócanie Rosji z innymi mocarstwami kontynentalnymi, przede wszystkim z Imperium Ottomańskim, by czerpać bezpośrednie korzyści i kontrolować ważne szlaki komunikacyjne zarówno na morzu, jak i na lądzie. Sojusznikami Rosji są ci, którzy wykazują gotowość do obrony wspólnych interesów zarówno na terytorium Eurazji, jak i na polu międzynarodowym. Za wrogie możemy uznać wszystkie siły, które zarówno podejmują bezpośrednie działania zagrażające stabilności i porządkowi w Rosji, jak i wykorzystują w tym celu państwa trzecie, czy też inne mechanizmy – organizacje pozarządowe, sankcje, struktury ponadrządowe, dyskurs intelektualny.

W tym momencie pod każdym względem do takich państw zaliczyć można USA i szereg ich satelitów – marionetkowe rządy w Europie Zachodniej, będące członkami NATO. Oczywiście, w geostrategii i organach bezpieczeństwa jest cała zagrożeń, ale jeśli weźmiemy pod uwagę geopolitykę popularną (a kino i – szerzej – cała kultura masowa mają na całym świecie duże znaczenie), należy spoglądać ku bardziej odległej perspektywie. Przytoczę przykład: gdy na Ukrainie były prezydent Juszczenko przyznał tytuły bohaterów byłym kolaborantom Stepanowi Banderze i Romanowi Szuchewyczowi, Rosjanie zareagowali negatywnie. Fakt ten w bardzo znacznym stopniu zepsuł wizerunek Ukrainy i Ukraińców, wobec których formułowano pretensje, że dopuścili do podobnego skandalu. Odbywa się to na poziomie narracji – podobnie jak w Polsce panuje dość krytyczna opinia na temat Rosji (gdzie innymi składnikami tego kompleksu są zaszłości historyczne oraz efekty psychologicznej kompensacji problemów wewnętrznych siłowymi działaniami na arenie międzynarodowej itd.).

W Rosji funkcjonuje także niejednoznaczna ocena działań Chin. Niektórzy uderzają w alarmistyczne tony i ostrzegają, że na Rosję może spłynąć fala „żółtego niebezpieczeństwa”, opisanego w powieści Stanisława Witkiewicza Nienasycenie. Doktryna geopolityczna Chin zorientowana jest w pierwszym rzędzie na Morza Południowe i politykę długoterminową.

Istnieje opinia, zgodnie z którą część elity politycznej pomaga Zachodowi niszczyć Rosję – uważa się ich za piątą kolumnę. Problemy migracyjne są przyczyną krytyki państw azjatyckich, z których gastarbeiterzy przyjeżdżają do dużych miast Rosji. Z Azją wiąże się także handel narkotykami płynącymi z Afganistanu, Pakistanu i „Złotego Trójkąta”. Rosja nie ma jednak wspólnych granic z tymi państwami, toteż zagadnienia te należą bardziej do sfery bezpieczeństwa globalnego. Właśnie takimi problemami zajmują się takie organy międzypaństwowe jak Szanghajska Organizacja Współpracy i Organizacja Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego.

L.S.: Wielu ekspertów – także w Rosji – podkreśla konieczność normalizacji stosunków polsko-rosyjskich, które nie zawsze były łatwe. Jakie jest Pańskie zdanie na ten temat?

L. Saw.: Również jestem zwolennikiem normalizacji tych relacji. Wiele problemów związanych jest z wydarzeniami historycznymi, ale przecież czas nie stoi w miejscu. Niemcy, którzy zdradziecko napadli na Polskę i którzy propagowali pogląd o niższości Słowian, teraz są jej sojusznikiem. Z pragmatycznych obserwacji wynika, że Polska jest zainteresowana we współpracy z Rosją w zakresie spraw związanych przede wszystkim z energetyką, surowcami naturalnymi, czy sferą przemysłową. W zakresie gospodarczym Rosja jest w mniejszym stopniu zainteresowana Polską, ponieważ ma dosyć rynków zbytu. Polska mogłaby się stać jednak cennym sojusznikiem Moskwy na polu politycznym w Unii Europejskiej.

L.S.: Jaki kierunek integracji powinna wybrać Ukraina – Zachód czy Wschód? Czy Kijów powinien zdecydować się na przystąpienie do Unii Europejskiej, czy opowiedzieć się raczej za współpracą z Rosją (Unią Eurazjatycką)? Co konkretnego Rosja może zaproponować Ukrainie?

L. Saw.: Biorąc pod uwagę czynniki cywilizacyjne, Ukraina powinna przyłączać się do Unii Eurazjatyckiej. Wstąpienie do Unii Europejskiej oznaczałoby jej bałkanizację, nie w sensie konfliktów jugosłowiańskich, ale w kontekście, tego co stało się z Bułgarią i Rumunią. Przyjęcie tych krajów do UE było ściśle powiązane z rozszerzeniem NATO, jednak gospodarka obu tych państw była zupełnie nieprzygotowana. Dziś skutkuje to poważnymi ograniczeniami kwot produkcji. Tylko z Ukrainą, którą także mamią obietnicami dobrego życia pod brukselskim protektoratem, byłoby o wiele gorzej. Wchodząc do UE Ukraina będzie zmuszona przyjąć istniejące warunki, podczas gdy w Unii Eurazjatyckiej będzie miała możliwość ich kształtowania. Oprócz tego, Rosja może zaproponować Ukrainie na przykład ulgowe ceny na nośniki energii, szeroki rynek pracy, czy rynek zbytu dla ukraińskiej produkcji.

P.S.: Jak ocenia Pan kurs geopolityczny Wiktora Janukowycza i Partii Regionów?

L. Saw.: Elita ukraińska ma pewną cechę charakterystyczną – zręcznie manewruje między dużymi siłami geopolitycznymi, pogarszając przy tym społeczno-ekonomiczną sytuację własnych obywateli. W tym sensie Janukowycz jest kolejnym ogniwem w łańcuchu Krawczuk-Kuczma-Juszczenko, choć odwrót od wspieranej przez zachód nacjonalizacji w negatywnym znaczeniu tego słowa jest przede wszystkim jego zasługą. Ukraina to przecież państwo wielonarodowe.

P.S.: Czy możliwy jest sukces integracji obszaru postradzieckiego? Czy chcą go elity polityczne Federacji Rosyjskiej?

L. Saw.: Projekt integracji eurazjatyckiej po raz pierwszy zaproponowany został nie przez elitę Federacji Rosyjskiej, a przez prezydenta Kazachstanu Nursułtana Nazarbajewa. Już później Władimir Putin nadał znaczenie temu projektowi. Aleksander Łukaszenko również sprzyjał temu projektowi, jako że uważał rozpad ZSRR za tragedię. Nowe elity republik kaukaskich i azjatyckich zajmują pozycję wyczekującą. Do każdego państwa, za wyjątkiem inicjatorów utworzenia Unii Celnej należy podchodzić oddzielnie, rozpatrując szerokie spektrum czynników warunkujących te procesy oraz wpływ innych graczy. Nie ma wątpliwości, że republiki bałtyckie można uznać za stracone z punktu widzenia przyszłego zjednoczenia.

L.S.: Jakie jest Pański stosunek do koncepcji stworzenia Związku Europy, którą sformułował prof. Siergiej Karaganow? Czy jest ona zbieżna z ideą neoeurazjatycką?

L. Saw.: Myślę, że Karaganow zbyt optymistycznie i arbitralnie podszedł do tego problemu. Wiadomo, że wyraża on stanowisko umiarkowanych liberałów, dlatego jego projekt jest zupełnie zrozumiały. Istnieje także projekt Eurosyberii. Trzeba jednak do tego podchodzić nie z pozycji zainteresowań gospodarki i prawa, a z pozycji kultury i cywilizacji. Cóż, handlować można i na dalekie odległości, tego nikt nie zabroni. Colin Gray powiedział kiedyś, że strategia (geopolityczna czy wojskowa) ma charakter przede wszystkim kulturalny i prowadzona jest instrumentami związanymi z kulturą. W jakiejś dającej się przewidzieć przyszłości, być może i pojawi się Związek od Dublina do Władywostoku, ale póki co Zachód powinien uwolnić się od europocentryzmu i powziętego z góry założenia o własnej przewadze.

L.S.: Wojna sieciowa to nowa koncepcja prowadzenia wojny. W jakim kierunku będzie się rozwijała ta koncepcja?

L. Saw.: Wojna sieciowa stała się swego rodzaju cliché, stosowanym dla różnego rodzaju konfliktów. Trzeba wyraźnie rozróżnić koncepcję Pentagonu netcentric warfare (wojna sieciocentryczna), mającą na celu stworzenie nowej, potężnej struktury informacyjnej sił zbrojnych z elementami interaktywnymi i zastosowaniem szybkiej łączności oraz termin netwar (wojna sieciowa), który zaczęto stosować dla określenia nowych konfliktów z końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Pentagon zupełnie logicznie podszedł do tej sprawy. Dodałbym, że to właśnie logika liberalnego kapitalizmu doprowadziła siły zbrojne USA do tej nowej reformy. W perspektywie będziemy mieli do czynienia z kolejnym etapem rozwoju wojen asymetrycznych, operacji antyterrorystycznych i antypowstańczych, w tym z zastosowaniem robotów i broni wysokoprecyzyjnej.

P.S.: Jak ocenia Pan szansę na sukces projektu boliwariańskiego zakładającego integrację Ameryki Łacińskiej we wspólną przestrzeń geopolityczną?

 

L. Saw.: Myślę, że projekt ten ma bardzo duże szanse powodzenia mimo tego, że USA do dziś uważają Półkulę Zachodnią za strefę swoich wyłącznych interesów i określają Amerykę Łacińską jako „tylne podwórze” USA. Utworzenie nowych formacji integracyjnych w rodzaju Związku Państw Ameryki Łacińskiej i Basenu Karaibskiego (CELAC) potwierdza tę tezę. Czujnie obserwujemy te procesy, utrzymujemy dobre kontakty z szeregiem państw Ameryki Łacińskiej na poziomie rządowym i prowadzimy konsultacje dwustronne.

P.S. i L.S.: Dziękujemy za rozmowę.

Wywiad został przeprowadzony dla biuletynu „Geopolityka” (nr 6/2011) (http://www.geopolityka.org.pl/images/geopolityka_2011_nr_6.pdf)

Tekst pochodzi z portalu http://geopolityka.net/.

———————

Leonid Sawin (ur. 1974) – dziennikarz mieszkający w Moskwie, ekspert Centrum Badań Konserwatywnych przy Wydziale Socjologicznym Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego im. Łomonosowa, redaktor naczelny czasopisma „Geopolitika” oraz portalu Geopolitica.ru, działacz Eurazjatyckiego Związku Młodzieży. Opublikował ponad tysiąc artykułów w prasie rosyjskiej i ukraińskiej. Prowadzi w Internecie cykl autorskich programów analitycznych pt. „Stratagemy”.