Chaocentryzm

 

Chaocentryzm

Chaocentryzm. Zarys intuicji narracji do prolegomenów do wstępu do tradycjonalistyczno-feministycznej krytycznej filozofii historii i nowej teologii biopolitycznej. Wyrzut świadomości

Poszukujący usilnie nowej metafizyki na czasy Postmoderny Aleksander Dugin podążył w kierunku rozpatrzenia Chaosu jako dlań podstawy. Czyni to w przekonaniu o kryzysie dotychczasowej dominacji Logosu, co najpełniej obrazują drogi współczesnej filozofii. Według Dugina Chaos to matryca Logosu – drugi jest zawarty w pierwszym i ustawicznie wyłania się z jego wód. Chaos jest „zasadą” kobiecą, preontologicznym łonem właściwych form życia. Dopiero wyodrębnienie męskości z kobiecości pozwala uhierarchizować ludzki świat. W obliczu zmierzchu logocentryzmu proponuje Dugin zainteresować się perspektywą chaocentryczną, tak żeby w razie potrzeby móc doprowadzić do wyłonienia nowego porządku[i]. Wydaje mi się, iż w penetrowaniu otchłani Chaosu ktoś już rosyjskiego filozofa i geopolityka ubiegł. A może nawet nie tyle ubiegł, co tkwi w Chaosie od zawsze i nigdy nie umiał zdobyć się na uznanie zwierzchnictwa Logosu.

Byliby to państwofobiczni Polacy, zawsze awersyjni wobec formy i uporządkowania. Przekonuje nas o tym na przykład Jan Sowa, autor zarysowującej radykalnie nowy i krytyczny projekt historiograficzny książki Fantomowe ciało króla. W jego narracji Polska ostatnich kilkuset lat (definitywnie od roku 1572, śmierci ostatniego z Jagiellonów) jest wprost brakiem, wyściełanym gnijącym trupem niegdysiejszej – już tylko fantomowej – państwowości. Chaocentryczni Sarmaci popadli w „popędową pętlę rozkoszy” i długo jeszcze hołubili tę pustkę. Wcześniej z zazdrości o kobiece ciało Rzeczypospolitej trochę niczym Edyp wyeliminowali jej królewskiego oblubieńca. „Nie ma nawet cienia wątpliwości, że Rzeczpospolita była kobietą. Myślała tak sama szlachta, która nazywała króla «jej mężem». Przyrównania ojczyzny/Polski do matki również nie można uznać za produkt samej tylko psychoanalitycznej narracji. To powszechne przekonanie, które wpaja się dzieciom od małego na szkolnych akademiach. Z psychoanalitycznego punktu widzenia fantomowe ciało króla to inna nazwa na założycielski mord, w którym szlachta pozbyła się króla/ojca, aby mieć swobodny dostęp do Rzeczypospolitej/matki. Demokracja szlachecka była więc kazirodczym sposobem organizacji rozkoszy występującej pod postacią pełnej immanencji władzy w szlacheckim ciele”[ii]. Logosem kosmizującym Chaos i organizującym wokół siebie państwo powinien być król, lecz w Polsce wyszło inaczej: figura króla/ojca została metafizycznie zneutralizowana, odarta z cielesności politycznej i ograniczona do zaledwie fizycznej, tak że król był już tylko pierwszym z tłumu szlachty – pierwszym, bo wyposażonym w pozory majestatu. Mimo traumatycznych wydarzeń, symbolicznie potwierdzających realną śmierć państwa (przynoszące „tryumf nowoczesnej formy” rozbiory), ta egoistyczna adoracja próżnej, leżącej i pachnącej kobiecości trwa ze strony Polaków do dnia dzisiejszego.

 Polska religijność redukuje Boga ze wszystkimi jego przymiotami do zaledwie jednego ze wsporników plemiennej graciarni podań i zabobonów. Jej właściwym obiektem kultu – co naprawdę aż kłuje w oczy w polskich kościołach – jest „Ojczyzna”, czysto naturalistyczna tellus mater. Bóg jako podmiot organizujący jest spychany na krawędź duchowego horyzontu, miast Niego celebracji podlega nieuformowany muł ziemi, czysta potencja wymigująca się od spotkania z zapładniającą ją zasadą. Polacy czczą nie Pana, lecz – zagonieni w „popędową pętlę rozkoszy” – jego przedstawiającą jedynie „nagie życie” niewolnicę: „marzą tylko o tym, aby zaspokoić Matki Polski chuć niezaspokajalną”[iii]. Jej chuć jest niezaspokajalna, jest bowiem homoseksualna. Zastanówmy się. „Kościół”, poprawnie, „jest nią”: Mater Ecclesia; tak samo the Church, die Kirche, Cerkow – to ona, żaden on. Stosunek polskości do katolicyzmu, rozumianego najszczególniej właśnie jako instytucja Kościoła, jest bluźnierczy. To lesbijskie westchnienie, przydające swojemu obiektowi cech męskich – tylko dlatego, że jest on widocznie silniejszy od amantki. Eunice zadurzyła się w Ligii. Polska konkuruje z Synem Bożym o względy Jego Oblubienicy, a z Bogiem Ojcem o względy Bogurodzicy (tu już „tylko” podlizując się o jej protekcję). Wtrynia się w Boską ekonomię usiłując wyprzeć zeń pierwiastek męski, tak jak wyparła go już ze swojej historii. Rozbija Boską rodzinę, neutralizując w niej mężczyzn – Ojca i Syna – obleśnie, słodko-dusznie kokietując za to kobiety – Matkę i Oblubienicę. Polski katolicyzm „maryjny” to prosty odpowiednik równie chorobliwego, męskiego przechyłu germańskiego protestantyzmu.

Polska od tysiąca lat zgrywa cnotliwą dziewczynkę; w rzeczywistości jest niezrównoważona emocjonalnie i nie umiała poradzić sobie już we własnym okresie dojrzewania. W efekcie jakiegoś urazu obraziła się na historyczne manifestacje męskości, swój wzrok zatrzymując na napotkanej kiedyś „starszej koleżance” (która po prostu najprawdopodobniej uratowała kiedyś jej skórę) – Kościele: Eklezji, Cerkwi – od tej pory przy każdej chwili opresji obłapując się jej kolan. Co nie przeszkodziło temu, że ustawicznie padała ofiarą gwałtów ze strony agresywnych historycznych samców. Kiedyż ta jędza wreszcie się zestarzeje i wypuści swoje dzieci (którym wyrządziła już tę krzywdę, iż są one bękartami – nigdy nie zechciała uznać ich ojców, a tych było naprawdę wielu) z nadopiekuńczego ucisku? Czy na horyzoncie musi pojawić się jakiś – przybyły najlepiej ze Wschodu – Raskolnikow z siekierą, by przeprowadzić na niej „eutanazję” w imię swoich wykalkulowanych, „szlachetnych” i „racjonalnych” ideałów? Sama poczęta w wyniku jakiegoś historycznego gwałtu, już na wieki ukonstytuowała się jako łatwa i naiwna ofiara losu. Mimo tego roi sobie, że jest amazonką. Stale odpychała od siebie wszelkie męskie podmioty kręcące się przy niej z okazji przelotnych związków; nigdy nie zdobyła się na legalizację któregoś z nich. Do dziś się nie ustabilizowała. Podczas gdy wszystko wokół niej wzrasta zgodnie z organiczną logiką historii, w jej ciele i duszy przezwiecznie odbywa się epileptyczno-histeryczny karnawał. „Matka Polska nie ma interesów ani celów, Matka Polska ma tylko pragnienia, albo raczej żądze”[iv]. Kosmos polski jest chaos(mos)em, akwatycznym i tellurycznym zarazem (po wyciągnięciu z tego średniej otrzymujemy błoto), antyautorytarnym – z zasady negującym ambicje jakiejkolwiek stałości.

 Nie bez powodu piszę te słowa w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – pragnę zwrócić uwagę na pewne fiksacje lokalnej duchowości. Przeakcentowują one jeden z wymiarów ideowej struktury katolicyzmu, kreśląc jej istną karykaturę. Psycholog głębi Carl Gustav Jung – choć sam nie katolik – był wielkim apologetą upamiętnianego właśnie dogmatu, o którym napisał: „Niepodobna przecenić doniosłości konsekwencji deklaracji papieskiej ― za jej sprawą protestantyzm okrywa się odium religii czysto męskiej, nie znającej metafizycznej reprezentacji kobiety; przypomina pod tym względem mitraizm, dla którego uprzedzenie to stało się istnym fatum. Protestantyzm najwyraźniej niedostatecznie uwzględnił znaki czasu, które coraz bardziej odsyłają do równouprawnienia kobiet. Ów proces równouprawnienia domaga się bowiem, by kobiecość została metafizycznie zakorzeniona w postaci «boskiej» niewiasty, Oblubienicy Chrystusa. Jak osoby Chrystusa nie można zastąpić organizacją, tak również Oblubienicy nie da się zastąpić Kościołem. Zasada kobieca domaga się równie osobniczej reprezentacji jak zasada męska”[v]. Doświadczenie religijne wymaga równowagi, od której specyfika polska nieustannie ucieka. Sytuuje się na patologicznym marginesie – dokładnie przeciwstawnym wobec tego, który krytykował Jung. To niedomaganie metafizyczne jest niestety współzależnie związane z jej negatywną wyjątkowością historyczną. Odwieczna potencja nie wydała jeszcze prawowitego potomka i, nieustannie niedojrzała, wciąż pławi się w lubieżnym chaosie.

 Zrozumiałem wreszcie powody swojego długotrwałego urazu do polskości – prawie od zawsze jestem dotknięty mizoginią. „Wszystkie nasze myśli są funkcją naszych nędz”[vi]. Chciałoby się też dopowiedzieć: Polska jest lesbijką, dlatego nie możemy jej kochać, nawet gdybyśmy tego chcieli. Jest nieosiągalna, a i po początkowym zauroczeniu sama zwyczajnie nas odrzuca.

Tomasz Wiśniewski

 

[i] Zob. A. Dugin, The metaphysics of Chaos, http://against-postmodern.org/dugin-necessity-metaphysics-chaos (dostęp 15.08.2012). W kontekście tym ciekawą jawi się Louisa Dumonta propozycja ogólnej „teorii hierarchii”, rozpisana na przykładzie Boskiego dzieła stworzenia człowieka, kobiety i ich życia w ogrodzie Eden – zob. odpowiedni rozdział w: L. Dumont, Homo hierarchicus. System kastowy i jego implikacje, przeł. A. Lebeuf, Kraków 2009.

[ii] J. Sowa, Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą, Kraków 2011, s. 410.

[iii] Sz. Twardoch, Wieczny Grunwald. Powieść zza końca czasów, Warszawa 2010, s. 189.

[iv] Ibidem, s. 155.

[v] C. G. Jung, Psychologia a religia Zachodu i Wschodu, przeł. R. Reszke, Warszawa 2005, s. 470-471.

[vi] E. Cioran, Myśli uduszone, w: idem, Zły demiurg, przeł. I. Kania, Warszawa 2008, s. 133.