Actual politics

Wchodzimy w fazę globalnej destabilizacji

Arabska Wiosna nie ma wpływu na interesy samego świata arabskiego. Arabska Wiosna, to manipulacja amerykańskich strategów dla zmiany równowagi sił na Bliskim Wschodzie. Celem arabskiej wiosny jest podtrzymanie tego, co we współczesnej geopolityce zwie się regionalnym subimperializmem, to znaczy podtrzymanie sojuszników USA, którzy jednak wychodzą z innych teoretycznych założeń. Takimi subimperialistycznymi siłami na Bliskim Wschodzie są Katar i Arabia Saudyjska (spośród krajów arabskich), a ponadto Turcja. Kraje te występują jako pośrednicy przy  prowadzeniu operacji podejmowanych w interesie Stanów Zjednoczonych. Podczas tych operacji zrealizowane zostały przewroty w Tunezji, w Egipcie, gdzie do władzy doszły koalicyjne ugrupowania zorientowane albo bezpośrednio na USA (to tak zwani demokraci), albo na Arabię Saudyjską i Katar (to znaczy na ich systemy geopolityczne).

Co zrobi Rosja?

Manuel Ochsenreiter: Panie Profesorze, świat stoi teraz w Syrii przed największym kryzysem międzynarodowym od czasu upadku Bloku Wschodniego w 1989/90. Waszyngton i Moskwa znalazły się w pośredniej konfrontacji na syryjskiej ziemi. Czy jest to nowa sytuacja?

Aleksandr Dugin: Musimy patrzeć na walkę o władzę geopolityczną jako stary konflikt pomiędzy siłami lądu reprezentowanymi przez Rosję i siłami morza reprezentowanymi przez USA i jego partnerów z NATO. Nie jest to nowy fenomen; jest to kontynuacja starej geopolitycznej i geostrategicznej walki. Lata ’90 były czasem wielkiej porażki sił lądu reprezentowanych przez ZSRR. Michaił Gorbaczow odmówił kontynuacji tej walki. Był to rodzaj zdrady i rezygnacji w obliczu świata jednobiegunowego. Ale z prezydentem Władimirem Putinem po roku 2000 nadeszła reaktywacja geopolitycznej tożsamości Rosji jako siły lądu.

 

Kto steruje amerykańską polityką?

 W niekończących się groteskowych i pojawiających się na każdym nieomal kroku wręcz obłędnych konstrukcjach konspirologów to tu to tam przeziera głęboka i złowieszcza rzeczywistość, do której jednak nie jest tak łatwo się dobrać. Z punktu widzenia politologii w pełni racjonalnej, to gwałtownie rosnące zainteresowanie jest w pełni wytłumaczalne. Prawnik i filozof niemiecki Carl Schmitt mówił o istnieniu w społeczeństwie współczesnym dwóch typów władzy – władza bezpośrednia (potestas directa) i władza pośrednia (potestas indirecta). Właśnie ta władza pośrednia, oparta na grupach niesformalizowanych, klubach, towarzystwach pozarządowych i fundacjach, oraz strukturach lobbystycznych i zwłaszcza ŚMP (środkach masowego przekazu), staje się przedmiotem szczególnej, czasami nadmiernej uwagi konspirologów. Oczywiście, podstawowe decyzje podejmowane są przez głowy państw, rządy, parlamenty, instancje sądowe. Gdzie są jednak te decyzje przygotowywane? Kto wypracowuje strategię dużych państw na dziesięciolecia lub wręcz stulecia? Skąd się biorą podstawowe elementy tych strategii?

Z reguły, wszystko to jest dość trudno wyjaśnić jednoznacznie i uwaga analityków sama z siebie stopniowo przemieszcza się na kluby nieformalne, grupy wpływu, oraz na sferę służb specjalnych, których działalność jest świadomie okryta mrokiem i tajemnicą. Tajne towarzystwa i służby specjalne w języku angielskim brzmią bardzo podobnie – secret service i secret society. A gdy dodać do tego analizę „władzy czwartej” – tak zwanych „niezależnych” ŚMP- teoretycznie niezależnych od trzech klasycznych instancji władzy w demokracji (władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej) – ale zależnych od innych licznych czynników- w pierwszej kolejności od specyfiki samego zawodu dziennikarza (gdzie zgodnie z Mac Luhanem „media is a message” – „same ŚMP stają się treścią tego, co one nadają”) , to otrzymamy dziedzinę ogromną i nadzwyczaj zagmatwaną, mętną, której mechanizm nie jest przezroczysty, a wpływ na społeczeństwo, politykę, kulturę, historię – ogromny.

Kaddafi jako tragiczny bohater Trzeciej Pozycji

Pierwszego września 1969 r. grupa oficerów armii libijskiej pod przywództwem dwudziestoośmioletniego pułkownika Muammara Kaddafiego obaliła króla Idrysa I, marionetkę Francuzów i Brytyjczyków. Nowe władze ogłosiły powstanie Libijskiej Republiki Arabskiej. Początkowo rewolucjoniści kierowali się ideami socjalizmu arabskiego i panarabizmu głoszonymi przez prezydenta Egiptu Dżamala Abdula Nassera. Ogłoszona w grudniu 1969 r. tymczasowa konstytucja jako najważniejsze zadanie państwa wskazywała dążenie do zjednoczenia Arabów. Ideały te legły u podstaw masowej partii politycznej – Arabskiej Unii Socjalistycznej. Głównym zadaniem partii było wzmocnienie poparcia mas dal rządu i zaangażowania ich w przeprowadzane na wielką skalę reformy. Głównymi partnerami zagranicznymi Libii stały się Egipt i Związek Radziecki. Rząd rewolucyjny oparł politykę wewnętrzną o zasady sprawiedliwości społecznej. Zlikwidowano amerykańskie i brytyjskie bazy wojskowe. Dokonano nacjonalizacji wszystkich spółek naftowych i zakończono współpracę gospodarczą i wojskową z firmami zagranicznymi.

Zniszczono kształt świata islamskiego

To wiele procesów, które należy rozpatrywać jednocześnie. Dochodzi do końca kryzys narodowych państw pokolonialnych, które dominowały w krajach arabskich, w północnej Afryce, począwszy od pierwszych lat XX wieku. Sto lat istniała narodowa pokolonialna państwowość, miały tam miejsce osobne etapy, kryzysy, próby zjednoczenia, ostatecznie jednak w całej tej strefie utrwalił się system narodowych autorytarnych na pół dyktatorskich reżymów.

Jeśli w przypadku Kaddafiego lub współczesnej Syrii mieliśmy do czynienia z reżymami narodowo-socjalistycznymi, to w pozostałych krajach, jak w Tunezji, gdzie usunęli Ben Alego, mieliśmy do czynienia z prozachodnimi, liberalno-demokratycznymi, kapitalistycznymi reżymami, z dyktaturami.

Horyzonty błotnej rewolucji

Po grudniowych wyborach do Dumy podniosła się fala tym razem poważnego protestu. Jej kulminacją stała się bezprecedensowa co do liczby uczestników (około stu tysięcy osób) i poziomu emocji, przeprowadzona w Moskwie na Placu Błotnym demonstracja, która wysunęła postulat powtórnego przeprowadzenia wyborów. Takiego masowego wystąpienia nie można już zapisać na konto kolejnych drobnych prowokacji karłowatej, prozachodniej, ultraliberalnej opozycji. Skala niezadowolenia przerosła wszystkie dotychczasowe protesty, choć sposób przeprowadzenia pikiety i główni występujący nie odpowiadali nowym realiom, powtarzając zupełnie nieatrakcyjną dla większości Rosjan proamerykańską, ultraliberalną demagogię. 

Tymczasem na Placu Błotnym i innych demonstracjach przeciwko rezultatom liczenia głosów nie sposób nie zauważyć jakościowo nowego sposobu reagowania społeczeństwa na wydarzenia polityczne w kraju. Jeśli władze przypiszą to, co się wydarzyło, wyłącznie na konto kolejnych „światowych zakulisowych gier” i pozostawią wszystko bez zmian, zaryzykują całkowitą klęskę za jakiś czas.

Ponowoczesność to ziejąca otchłań

Nie walczymy tylko przeciwko zachodniemu uniwersalizmowi. To walka przeciw wszelkim uniwersalizmom, także islamskim. Nie możemy zaakceptować dążeń do ustanowienia żadnego uniwersalizmu – zachodniego, islamskiego, socjalistycznego, liberalnego czy rosyjskiego. Nie bronimy rosyjskiego imperializmu czy rewanżyzmu, ale pewnej wizji globalnej i wielobiegunowości opartej na dialektyce cywilizacji. Nasi przeciwnicy twierdzą, że różnorodność cywilizacji implikuje ich starcie. To fałszywe założenie. Globalizacja i amerykańska hegemonia prowadzą do krwawych interwencji i erupcji przemocy między cywilizacjami, w miejscu których moglibyśmy mieć do czynienia z pokojem, dialogiem, lub konfliktem, w zależności od okoliczności historycznych. Ale narzucanie hegemonii implikuje konflikt i pogarszanie się sytuacji w przyszłości. Mówią o pokoju a sami rozpętują wojny. My bronimy sprawiedliwości – nie wojny czy pokoju, ale sprawiedliwości, dialogu i naturalnego prawa każdej kultury do podtrzymania swojej tożsamości i podążania własną drogą rozwoju. Nie tylko historycznego jak czyni multikulturalizm, lecz także na przyszłość. Musimy uwolnić się o tego o pretenduje do miana uniwersalizmów.

Strony